Dziewczyny, kiedy zaczęłyście się malować? Ja pamiętam, że mając 12-, 13- podkradałam mamie kosmetyki. Z początku dla zabawy, potem dopytywałam, kiedy będę mogła zacząć nakładać na buzię podkład, a na rzęsy maskarę. Pomimo tłumaczeń, że przecież tego nie potrzebuję, chciałam, bo przecież to "takie dorosłe".
Gdy byłam w gimnazjum, mama zaczęła pozwalać mi na delikatny makijaż. Dostałam zgodę na korektor i tusz. I w sumie dobrze, że tylko tyle, bo oczami wyobraźni widzę nieumiejętnie umalowane usta czy pokracznie nałożone cienie na powieki.
Już jakiś czas temu zastanowił mnie ten temat, a dzisiaj trafiłam na dyskusję na Facebooku: czy uczennica powinna nakładać pełen makijaż? W komentarzach, jak zwykle, zdania są podzielone. Ja od razu pomyślałam, że wbrew pozorom sprawa nie jest taka prosta.
Absolutnie nie!
… można by zakrzyknąć na wstępie i uciąć dyskusję. Ale z drugiej strony czy delikatny makijaż jest czymś złym? Czy jeżeli córka wyrazi potrzebę i chęć pomalowania się, to rodzice powinni kategorycznie się sprzeciwić?
Często mówi się, że pozwalając dzieciom na to, co zarezerwowane jest dla dorosłych, odbieramy im dzieciństwo. Niektórzy internauci wnioskowali, że jeżeli dziewczynka do szkoły zacznie przychodzić w pełnym makijażu, to za chwilę zechce wykonywać zabiegi estetyczne czy operacje plastyczne. W najlepszym przypadku pomyśli o kolczyku czy tatuażu.
Inni wskazywali natomiast, że "dziewczynki powinny uczyć się, jak być prawdziwą kobietą już we wczesnej młodości", by później wiedzieć, jak o siebie dbać. Akurat do mnie nie przemawia ten argument, bo zbyt blisko leży generalizacji i podejścia, że kobieta to tylko dopracowany obrazek.
A może pozwalać?
Tutaj kwestia też jest dyskusyjna. Wszyscy wiemy, że czymś innym jest delikatnie podkreślone oko, a czymś innym nakładane przez godzinę warstwy tworzące ostatecznie komiczny efekt maski. Sama widząc zdjęcia dziewcząt w wieku gimnazjalnym, myślę, że przy próbie zakupu alkoholu prędzej ja zostanę poproszona o pokazanie dowodu niż taka uczennica.
Nie da się ukryć, że u wielu takich osób makijaż jest po prostu bronią do walki z kompleksami. Trądzikiem, innymi zmianami skórnymi, defektami, które za pomocą podkładu czy pudru da się delikatnie skorygować. Dochodzą do tego również nastolatkowe problemy z ogólną samoakceptacją, zmieniającym się ciałem, pierwszymi miłościami i planowaniem swojej przyszłości. Może pomalowane oko sprawi, że dziewczyna poczuje się pewniej, lepiej?
Bunt i nastoletni dramat
Nie ma niestety jedynej dobrej rady na przeżycie tego niejednokrotnie bardzo trudnego czasu. Gdy opinia innych staje się bardzo istotna w budowaniu tożsamości, gdy najdrobniejsza uwaga urasta do rangi tragedii narodowej.
Pamiętam koleżanki, które w szkolnej toalecie malowały rzęsy czy usta, nakładały podkład na twarz, a wracając do domu, zmywały makijaż, żeby rodzice nie widzieli. Używały do tego, bo jakby inaczej, najtańszych, słabych jakościowo kosmetyków, które przynosiły więcej szkody niż pożytku.
Prawda jest niestety taka, że dzieci i tak robią to, co jest im zabraniane. Może zatem w tym przypadku lepsza byłaby rozmowa, poszukanie wspólnie alternatywy, zaproponowanie delikatnych produktów przeznaczonych dla młodej cery? Bo czy całkowity zakaz i przekonywanie, że pryszcze w tym wieku to normalna sprawa, mają szansę dotrzeć do zbuntowanej głowy? Wątpię.