"Życie to nie jest choroba, żeby brać lekarstwo". 4 zasady 100-latki, jak żyć, by nie żałować

Wiktoria Dróżka
Rad i refleksji od osób starszych, jak żyć jest naprawdę dużo. Czasem ciężko wybrać to, co może być dla nas najbardziej czytelne. Jednak myśli 100-letniej warszawianki Klary Fijewskiej, aktorki pracującej w warszawskim Teatrze Guliwer, szczególnie przypadły mi do gustu. Myślę, że nie tylko mi.
Sposób na długowieczność. 123rf.com
Klara jest mamą Ewy i Piotra, swoimi uniwersalnymi zasadami podzieliła się w rozmowie z wnuczką, dziennikarką portalu wp.pl. Powinien poznać je każdy młody człowiek i nie tylko.

Jak żyć dobrze?
W gąszczu rad o tym, jak cieszyć się długim i dobrym życiem, niełatwo znaleźć tę właściwą dla siebie. Tym bardziej, że mimo pokus poznania gotowej recepty, która może by wiele ułatwiła, takiej po prostu nie ma. Klara Fijewska, 100-letnia babcia Marianny Fijewskiej od tego zaczyna swoje przesłanie. – Wszyscy mnie pytają o receptę na długowieczność. A ja nie mam recept, bo życie to nie jest choroba, żeby brać lekarstwo. A swoją drogą nigdy lekarstw nie brałam, bo całe życie praktycznie nie choruję. Ale rzeczywiście są cztery rzeczy, które pomogły mi przetrwać. Pomogły mi żyć pełnią życia i być w zgodzie ze sobą – podkreśla w rozmowie.


1. Wiara
Wszystko zaczyna się od pokochania siebie, świata i ludzi. To naprawdę ma moc. Klara Fijewska dodaje do tego jeszcze wiarę. – Od dziecka kochałam życie. Myślę, że trzymała mnie wiara, ja pamiętam, jak byłam bardzo mała. Miałam może 4 albo 5 lat, nie chodziłam jeszcze do szkoły i wyobraziłam sobie, że jest gdzieś na niebie taki punkt. I jesteśmy z tym punktem związani, jakoś od niego uzależnieni. On nam daje życie i szczęście – mówi w rozmowie z wnuczką.

Ten punkt jest magicznym wyobrażeniem Boga. Nie traktuje Go, jako naukowych teorii czy też ludzkich opowieści. Dla niej to, coś więcej – pozytywna siła, radosna postać, która niesie dobro. Takie myślenie rodzi w niej siłę, bo przyznaje, że nigdy nie narzeka. Co więcej, próbuje zarażać tym innych. W wieku 60 lat założyła koło dla kobiet, nazwało się Lideo. To taki klub zdrowych i szczęśliwych kobiet w sędziwym wieku. Nic nie stoi na przeszkodzie, aby się gimnastykowały, czytały książki, organizowały przyjęcia. Po prostu robiły to, na co mają ochotę. Szpagaty i tańczą jak nastolatki. – Bardzo mi zależało, żebyśmy nie narzekały, bo narzekanie skraca życie – dzieli się myślą przewodnią zorganizowanych przez siebie spotkań.

2. Zaufanie
Do dziś ufa życiu, mimo że przeszła ogromne trudności. Wierzy, że wszystko będzie dobrze i że jest pod dobrą opieką. To magiczne myślenie 100-latki ma swoje odzwierciedlenie w traumatycznych doświadczeniach wojennych. W 1944 roku Niemcy wygonili jej całą rodzinę z Legionowa. Uciekała z kilkumiesięczną córeczką na rękach. – Całe Legionowo szło razem, dochodziła noc i nasz sąsiad rzeźnik przekupił jednego Niemca. Dał mu pieniądze, w zamian za to Niemiec puścił nas wolno. Powiedział: "Skaczcie do rowu i przeczekajcie, aż cały pochód przejdzie". Tak zrobiliśmy. Byliśmy wolni, nic nas nie trzymało. Dosłownie – wspomina.

Stracili dach nad głową, więc postanowili szukać schronienia. Nie stracili jednak czujności, a może też pomocy Boga, o którym wspominała na początku. Tułali się kilak dni, aż doszli do chaty na polu. Gdy jej mama weszła do środka i uznała, że to piękny dom, zachęcała, żeby weszli. Coś jednak tknęło ich, żeby jednak nie wchodzić. – Podeszła do nas przed domek i dosłownie sekundę później rozległ się wielki huk – wspomina.

Zburzył się ich dom, ale nie nadzieja. Niemcy zrzucili bombę prosto na budynek. Później długo jeszcze trwało to bombardowanie. Gdy nastała noc, poszli na pole, gdzie były snopy siana. Pewnie niejedna babcia, która przeżyła wojnę, wspomina skrywanie się w stogach siana. Choć dziś trudno to sobie wyobrazić. Przypomnijmy, że Klara miała wtedy na rękach małą córkę. – Rozłożyłam jeden z nich, położyłam na nim córeczkę. Razem z siostrą zrobiłyśmy nad nią taki most z własnych ciał. Nad nami latały bomby – wspomina. Można sądzić, że był to kolejny cud.

3. Podkreślanie dobrych stron
To naprawdę trudne dostrzegać pozytywne strony, gdy w życiu spotykają nas nieznośne sytuacje. Choćby sąsiad, który nie daje żyć. Z takimi rzeczami również zmierzała się staruszka. Też miała sąsiada, młodego chłopaka, który głośno grał na sprzęcie muzycznym. Grał tak głośno, że wszystko dudniło. – Pewnego dnia była całkowita cisza, ale wiedziałam, że nie potrwa to długo. Schodziłam ze schodów i zobaczyłam ojca tego łobuza – wspomina historię.

Na początku pojawiła się w niej pokusa zwrócenia uwagi. Zrobiła inaczej. "Chciałam panu powiedzieć, że bardzo..." i wiesz, w tym momencie jakoś zmieniłam narrację i bez cienia złości ani pretensji skończyłam: "że bardzo chcę podziękować za tę dzisiejszą ciszę".

Reakcja ojca chłopaka oddaje sens wydobywania tego, co pozytywne nawet w najbardziej nieznośnych momentach. Wytrzeszczył oczy i okropnie się zawstydził. W ten sam dzień odwiedziła Klarę matka chłopka i opowiedziała, że nie radzą sobie z synem. Rozmowa po ludzku, bez oceny, złośliwości i zawiści naprawdę pomogła. Hałasy po kilku dniach ustały.

4. Docenianie czasu
"Za krótki czas, za krótki czas" – te słowa mają swój wzruszający wydźwięk i kontekst. Jak często nie doceniamy dni, które mamy, myśląc, że lepsze przyjdzie KIEDYŚ? Docenianie czasu, każdej minuty to droga do wieczności. To zabawne, ale Klara w pewnym momencie była wściekła na Boga, że ma tak dużo tego czasu na ziemi. Ale przypomniała sobie, że jest tu z jakiegoś powodu. I ten czas warto celebrować.

Pracując jako aktorka w Warszawie jako aktorka, gdzie w grupie znajomych, wśród nich wymieniła Swena Czachorowski, Mirona Białoszewski, Teresę Sawicką i męża Włodzimierza Fijewskiego, siedząc za sceną, prowadzili setki rozmów o życiu. "Za krótki czas" – padło w jednej z nich. – Tak nam się spodobało to stwierdzenie, że ułożyliśmy pod nie melodię. Po północy wyszliśmy na Plac Teatralny i śpiewaliśmy na całe gardło: "za krótki czas, za krótki czas....". Piękne to było – wspomina z sentymentem.