Matka 7-latki wściekła nagrała lekarkę. Ta odpowiada: "Katar i kaszel nie są zagrożeniem życia"

Alicja Cembrowska
W piątek, 28 września na portalu Mamadu informowałyśmy o zajściu w Szpitalu Pediatrycznym w Bielski-Białej. Pani Sylwia przyjechała na nocny dyżur z córką. Dziewczynka kaszlała, wymiotowała i nie mogła oddychać. Według jej mamy zachowanie lekarki, która badała dziecko, było naganne i niegrzeczne. Pani doktor przysłała do redakcji oświadczenie, w którym wyjaśnia, jak według niej przebiegła wizyta.
Lekarka był zachowywała się niegrzecznie podczas badania - twierdzi mama 7-latki. Pani doktor twierdzi, że to matka pacjentki była napastliwa Prawo autorskie: leaf / 123RF Zdjęcie Seryjne
Dwie wersje
Pani Sylwia ma 7-letnią córkę. Gdy ta źle się poczuła, mama pojechała z nią do szpitala, by uzyskać pomoc. O szczegółach zajścia w szpitalu pisałyśmy w piątek.

– Ton pani doktor od samego początku był pretensjonalny. Zapytała, co nas sprowadza o godzinie 2:30 i czy jest to aż tak pilne, że nie mogłam zaczekać do rana. (…) Przed samym rozpoczęciem badania dowiedziałam się, że "dzieci kaszlą w nocy" i nie jest to nic pilnego, by przyjeżdżać w samym w jej środku.

Lekarka twierdzi, że badanie w gabinecie nie przebiegało tak, jak opisała matka dziewczynki. – Nie było takiej potrzeby, żeby ciągnąć to dziecko do szpitala w nocy. Katar i kaszel nie są żadnym zagrożeniem życia, to była zwykła infekcja wirusowa, która nie wymaga przyjazdu do szpitala. Można z tym było spokojnie poczekać do rana. To powiedziałam mamie 7-latki i to ją najbardziej ubodło – mówi pediatra Joanna Kudyk-Żakowska.


Pani doktor dodaje, że badanie trwało 20 minut i było przeprowadzone rzetelnie, a dziecko nie wykazywało objawów, które opisała pani Sylwia. – Ta pani zarzuciła mi, że w stosunku do dziecka zachowywałam się niegrzecznie. Tymczasem opublikowała zdjęcie, na którym widać jak siedzi dziecko. Kilka razy zwróciłam dziewczynce uwagę, że przy tego typu pozycji nie można przeprowadzić badania.

To mama pacjentki była niegrzeczna
Pani Joanna przyznaje, że zaprosiła do gabinetu pielęgniarkę, ponieważ chciała mieć świadka niegrzecznego zachowania matki małej pacjentki. – Po wizycie pielęgniarka w raporcie zapisała, że kobieta na mnie pokrzykiwała, była niegrzeczna. Jej zachowanie było wręcz napastliwe.

Matka dziewczynki zarzuciła również pani doktor, że ta nie udzieliła jej informacji na temat tego, co dziecku dolega i na co działają przepisane leki. – Ta pani nie zainteresowała się nawet tym, co napisałam. Wzięła kurtkę i wyszła. W szpitalu była jeszcze pół godziny. Jeśli zobaczyła, że na karcie nie ma rozpoznania, mogła wrócić i poprosić o wpisanie. Rozpoznanie zostało wpisane w książce informacyjnej, którą każdy lekarz wypełnia po przyjęciu pacjenta – tłumaczy Joanna Kudyk-Żakowska.

Mama, która opisała zajście w gabinecie ze swojej perspektywy, złożyła skargę na lekarkę. Ta rozpatrywana jest w Szpitalu Pediatrycznym w Bielski-Białej. Do tego czasu trudno wyrokować, kto ma rację w tym sporze.