"Nie pomagam żonie zajmować się dziećmi". Wyznanie ojca zachwyciło kobiety

Wiktoria Dróżka
"Nie pomagam żonie zajmować się dziećmi" – po zobaczeniu tego tytułu wiele kobiet ze wściekłością powiedziałoby – to chyba jakiś żart! Historia ta jednak dotyczy relacji męsko-damskich i partnerstwa w związku.
Obowiązki rodzicielskie – jak dzielić? 123rf.com
Ojciec odważnie rozpoczął dyskusję
Prowokacyjnym tytuł autora bloga ZUCH.MEDIA sprawił, że przeczytałam świetny tekst o roli męża i ojca w życiu rodziny. Każdy z was, kto choć raz kłócił się o podział obowiązków w domu, każdy, kto dyskutował na ten temat z żoną/mężem, powinien zapoznać się ze spojrzeniem na sprawę autora tej opowieści. Autorem jest Maciek, zuch, który rysuje, czyli grafik z zawodu, a tata z wyboru.

– Już dawno postanowiłem, że nie będę pomagał żonie w zajmowaniu się dziećmi. Nie odpowiada mi taka rola. Mam swoje marzenia i chcę je realizować, a pomaganie żonie… cóż… to nie dla mnie. Pewnie myślisz, że to mój obowiązek, że generalnie faceci powinni pomagać swoim żonom zajmować się dziećmi. Powinni być gotowi pomagać. Ale ja mówię „nie”. Nie pomagam i nie będę pomagać – czytasz ten fragment i myślisz: "zgrywa ważniaka, który oprócz zarabiania pieniędzy nie robi nic. I nawet nie widzi w tym nic złego". Poczekaj z oceną.


– Zatem jeśli nie pomagam żonie zajmować się dziećmi, to co robię?Po prostu jestem ojcem, jestem pełnoprawnym rodzicem. Nie gorszym, nie głupszym, nieograniczonym. Pomaganie to opiekowanie się z doskoku. Pomaganie to drugie skrzypce, a zwykle to jednak ławka rezerwowych. Pomagać w opiece to może babcia czy rodzeństwo, ale nie ojciec – napisał w kolejnym akapicie.

Słowo z doskoku jest tutaj kluczowe. Wielu mężczyzn wciąż uważa, że pomoc wtedy, gdy ma na to ochotę i czas, jest wystarczająca. Wspólne ustalenia, może nawet grafik to często abstrakcja.

– Czepiam się? Nic z tych rzeczy. To nie jest czepianie się głupiego słówka. To nie jest nieistotny szczegół. To jest definiowanie swojej roli. Słowa nas określają, słowa budują i niszczą, słowa wskazują miejsce, słowa, pojedyncze słowa, wpływają na teraźniejszość i przyszłość – napisał tata. Fragment o słowach, które budują, niszczą i wskazują miejsce, był dla mnie przełomem.

Na ile procent ty sam chcesz być rodzicem? – pyta w liście do rodziców autor. – Zwróć uwagę, że to nie jest mój wymysł, ale faktycznie za zwrotem „pomaga żonie zajmować się dzieckiem” kryje się określenie Twojej pozycji, Twojej roli, Twojego miejsca w szeregu. Mi to miejsce się nie podoba, a jeśli masz trochę ambicji, to Tobie pewnie też nie. No bo jak jest? Jesteś gorszym rodzicem? Takim, bo ja wiem, rodzicem na 30%? Mało? To może jesteś rodzicem na 60%? Dla mnie to cały czas o wiele za mało – dodał.

– Jestem ojcem. Biorę udział w cudzie. Przyczyniłem się do powstania nowych ludzi. Bardzo konkretni ludzie, choć jeszcze nieco mali, chodzą po ziemi i są częścią mnie. Są wynikiem równania, jakim jest miłość moja i mojej żony. I każde z nich pójdzie w świat i będzie żyć swoim życiem. Ogarnij ten kosmos! – napisał w liście.

Jest lepszy? – nie, po prostu normalny. Robi to, co odpowiedzialny rodzic powinien, czyli opiekuje się.Zajmuję się moimi dziećmi, wychowuję je, dbam o nie. Usypiam, przewijam, kąpię, karmię, bawię, tulę, rozśmieszam, uspokajam, chwalę, uczę. Robię to dokładnie tyle samo czasowo co moja żona. Robię to co robi rodzic, bo nim jestem. Czy czuję się z tego powodu lepszy? W żadnym razie. Dlaczego miałbym czuć się lepszy dlatego, że jestem normalny?
List nie tylko wzbudził refleksję, ale też wywołał dyskusję o tym, jak wygląda podział rodzicielskich obowiązków w polskich domach. Aby to sprawdzić zapytałyśmy o to matki.

Jak jest w innych domach?
– Pomoc mojego męża po porodzie była bezcenna. Wstawał w nocy do dzieci (jestem mamą bliźniąt), podawał mi je do karmienia, a gdy zaczęły pić mleko z butelki, również karmił. Mąż kąpał, przewijał. Wydawało mi się to bardzo dużo, patrząc na inne rodziny, ale zawsze postrzegałam to w kategoriach pomocy – napisała Ania, mama 3-letnich bliźniaczek.

– W końcu to ja całe dnie byłam z dziećmi, gdy mąż pracował, to ja wychodziłam z nimi na spacery, tuliłam, nosiłam godzinami do snu. Byłam głównym opiekunem, jeśli można to tak nazwać i nawet nie dlatego, że mąż nie chciał dać z siebie więcej, lecz zwyczajnie nie mógł, bo ktoś musiał zarabiać – dodała.

– Na początku, tuż po porodzie, mąż faktycznie robił przy synku wszystko. Nie bał się przebierać, przewijać, nosić, kąpać. Nie musiałam go też o nic prosić, po prostu wiedział, co jest do zrobienia i to robił. Niestety sytuacja się zmieniła, kiedy po urlopie wrócił do pracy, a ja zostałam z dzieckiem w domu – wyznała Alicja, mama Stasia i Oli.

– Obowiązków przy maluchu przybywało, a tata przestał być na bieżąco. Nawet jak zostawał sam na kilka godzin z małym, to zapominał go przewinąć, bo zawsze ja to robiłam. Zapominał podać witamin albo posmarować maścią, nie mówiąc już o zmianie pościeli w łóżeczku, czy uprasowaniu ubranek – opowiadała dalej.

– Na początku brałam to wszystko na siebie, ale potem musiałam stać się panią kierownik i zawsze mówić – poprasuj, przewiń, nakarm, bo jak to się mówi – sam się nie domyślał. Teraz mamy już na tyle rozdzielone obowiązki wokół dzieci, że wiemy co do kogo należy. Na przykład on zawsze kąpie dzieci, więc sam pilnuje wszystkich okołokąpielowych tematów, on przygotowuje kolację, myje dzieciom zęby przed spaniem. Ja zajmuje się wizytami u lekarzy, terminami w przedszkolu czy kupowaniem ubrań na jesień – podsumowała Alicja.