"To taka polska fanaberia, żeby jeść obiady po południu". Awantura w krakowskiej podstawówce

Katarzyna Grzelak
W Szkole Podstawowej nr 53 w Krakowie część dzieci je obiady o godzinie 10 rano, a potem już do końca lekcji nie dostaje ciepłego posiłku. Rodzice uczniów są oburzeni. – Wygląda na to, że szkoła nie zrobiła kompletnie nic, żeby rozwiązać tę patologiczną sytuację – napisała do nas jedna z mam. Dyrektor szkoły tłumaczy, że chęci są, ale nie ma możliwości.
Część uczniów je obiad przed lekcjami Fot. Tomasz Fritz / Agencja Gazeta
– Moje dziecko jest uczniem I klasy Szkoły Podstawowej nr 53 w Krakowie. Wiem, że szkoła jest przepełniona i o tym, że pierwszaki będą mieć zajęcia w innym budynku, zostałam poinformowana już w momencie zapisywania córki do szkoły, ale to, co teraz się stało, to jakieś kuriozum – napisała do nas pani Ania (imię czytelniczki zmienione).

– Ponieważ lekcje rozpoczynają się zazwyczaj około godziny 11, większość dzieci od rana jest w świetlicy w budynku szkoły, skąd o 10.30 bus zabiera je do oddalonej od szkoły filii. Już w trakcie rozpoczęcia roku szkolnego pytaliśmy wychowawczynię, jak będzie rozwiązana kwestia obiadów, ale rozbrajająco rozłożyła ręce mówiąc, że to się okaże. Dwa dni później drogą pantoflową rozeszła się wiadomość, że obiady dzieci mają jeść w budynku głównym przed wyjazdem do filii, czyli o godzinie... 10! – napisała oburzona pani Ania.


– Siedmiolatki, których większość je śniadanie w domu ok. 8, mają zjeść obiad o 10 i do 17 być bez gorącego posiłku! Na zebraniu wychowawczyni z dużą swadą zabrała się za tłumaczenie, że to taka polska fanaberia, żeby jeść obiad po południu, bo cały świat je lunch w południe i nikt nie narzeka. Pozwolę sobie tego nie skomentować... – nie kryje wzburzenia pani Ania.

Rodzice pierwszaków byli przygotowani i na spotkaniu z wychowawczynią zaproponowali zatrudnienie innej firmy cateringowej lub zatrudnienie firmy, która dowiezie obiady dzieciom do filii szkoły.

– Jedna z mam przekazała informację, że kontaktowała się z firmą, która zaopatruje w catering szkołę i która też nie widzi problemu, żeby spakować porcje w pudełka i zawieźć te kilkaset metrów dalej. Wygląda na to, że szkoła nie zrobiła kompletnie nic, żeby rozwiązać tę patologiczną sytuację, oprócz pójścia po linii najmniejszego oporu, czyli kosztem dzieci – stwierdziła pani Ania.

Szkoła tłumaczy: to już 4 rok z kolei
Zarzuty rodziców odpiera dyrektor Szkoły Podstawowej nr 53 w Krakowie, Ewa Wodnicka. W rozmowie z MamaDu.pl tłumaczy, że wydawanie obiadów tak wcześnie to nie nowe rozwiązanie. Taki system obowiązuje już od 4 lat i jak dotąd rodzice nie zgłaszali zastrzeżeń.

– W tej chwili wynajmujemy pomieszczenia dodatkowe do nauki w innej lokalizacji. Dzieci z drugiej zmiany zaczynają lekcje o godz. 11, więc transport z budynku głównego szkoły do tej drugiej lokalizacji jest dla nich umówiony na godz. 10.30. Żeby dzieci mogły zjeść przed lekcjami coś ciepłego, na tę chwilę obiad został zaplanowany na godz. 10-10.15. Dzięki temu dzieci mogą zjeść gorący posiłek w odpowiednich warunkach, w ciszy i spokoju – podkreśla Ewa Wodnicka.

Dyrektor przyznaje, że słyszała o propozycjach rodziców, aby obiady na miejsce zajęć dowoziła firma cateringowa. Podkreśliła, że nie ma takiej możliwości m.in. ze względu na przepisy sanitarne.

– Nawet dla cateringu musi być odpowiednie pomieszczenie spełniające warunki sanitarne. Poza tym rodzice proponują, że oni np. pomogą w wydawaniu obiadów albo że nauczyciel pomoże. Tymczasem oni nie mogą pomóc, bo nie posiadają odpowiednich badań sanepidowskich. Poza tym pojawia się proste pytanie – a co z dziećmi, które nie jedzą obiadów? Będą siedziały obok i patrzyły? – pyta dyrektorka.

"Pracujemy nad logistyką"
Ewa Wodnicka zapewnia, że szkoła cały czas pracuje nad logistyką. – To jest dopiero początek roku szkolnego, my się też uczymy organizacji, całej logistyki przejazdów, żeby było jak najwygodniej, a przede wszystkim jak najbezpieczniej dla dzieci. Mówię o przewozach, bo to jest teraz dla nas priorytetem. Natomiast cały czas tłumaczymy rodzicom, że pozostałe rzeczy będziemy dopieszczać po pierwszych dwóch tygodniach szkoły – podkreśliła.

Dyrektor poinformowała również, że jest już po rozmowie z firm cateringową, która zgodziła się na wydłużenie godzin wydawania obiadów. – Na tę chwilę mogę powiedzieć, że obiady w szkole będą wydawane od godz. 10 do godz. 16 Dzięki temu dzieci po drugiej zmianie, które kończą zajęcia po 15, będą mogły zjeść posiłek albo przed lekcjami, albo po lekcjach – zapewniła.

Problem ze szkolnymi obiadami nie dotyczy jedynie krakowskiej podstawówki. W wielu szkołach w całym kraju stosowane są podobne rozwiązania. Czasem problemem jest zbyt mała stołówka, zbyt duża liczba chętnych lub zbyt krótkie przerwy, które nie pozwalają wszystkim dzieciom skorzystać z obiadów o tej samej porze. Rodzicom pozostaje więc zadbanie, aby dzieci miały spakowane przekąski, które pozwolą im przetrwać lekcje bez przerwy obiadowej.