Już od godziny 4. rano rodzice uczniów z Nowego Dworu Mazowieckiego czekali pod szkołą, żeby zapisać dzieci na obiady. Problem wraca co roku, a szkoła zapewnia, że robi wszystko, co w jej mocy, aby go zlikwidować. Niestety, dla rodziców to nadal za mało.
– Ręce opadają. Niestety to nie jest kolejka za czymś spektakularnym... No chyba, że dla kogoś jest tym możliwość spożywania przez dziecko obiadu – napisała pani Aneta pod zdjęciem kolejki, jaka ustawiła się przed Szkołą Podstawową nr 5 w Nowym Dworze Mazowieckim.
– Czas oczekiwania to ponad 2 godziny!!! Byli tacy, którzy pojawili się przed szkołą po 4.! Większość około 6. W tym roku już za późno, ale może od przyszłego roku my rodzice, dziadkowie, zostaniemy potraktowani poważniej? – pyta pani Aneta.
Bo głównym problemem rodziców wcale nie jest stanie w kolejce, ale fakt, że na szkolne obiady – chociaż są opłacane przez rodziców – załapie się tylko połowa dzieci.
"Co roku to samo"
Rozżaleni rodzice nie szczędzą słów krytyki pod adresem dyrekcji placówki. – Kpina. – Od lat nic się nie zmienia, co roku ten sam problem! – W więzieniach żrą za darmo, a w szkołach... masakra. – Bardzo smutne. Każde dziecko, uczące się w szkole, powinno mieć zapewniony obiad – komentowali.
Problem kolejek i braku miejsc na "obiadowej liście" nie jest nowy. Do "piątki" uczęszcza bowiem blisko 800 uczniów, a szkolna kuchnia może wyżywić tylko połowę z nich. Choć jak twierdzi Agnieszka Siwek ze Stowarzyszenia Przyjaciół Piątki, to "aż 400 obiadów", bo jeszcze trzy lata temu szkoła wydawała zaledwie 150 posiłków.
Pani Aneta, autorka zdjęć i posta, napisała, że w ubiegłym roku nauczyciele zrezygnowali z posiłków, żeby nie zajmować miejsc dzieciom. – Jest mnóstwo takich uczniów, którzy spędzają w szkole cały dzień, czekając na rodziców w świetlicy – podkreśliła.
"Kolejek nie da się uniknąć"
Szkoła zapewnia obiady jedynie dzieciom z zerówki. Rodzice uczniów klas 1-8 muszą złożyć wniosek i zapisać się na listę. Dlatego – jak usłyszałam w sekretariacie szkoły – kolejek nie da się uniknąć. Każdy rodzic, który chce, żeby jego dziecko mogło jeść w szkole ciepłe obiady, musi osobiście złożyć podanie i wpłacić gotówkę za pierwszy miesiąc.
Wnioski przyjmuje kierownik gospodarczy szkoły, który rozpoczyna dyżur o godzinie 7. Rodzicom – co jasne – zależy na tym, żeby dostać się do niego jak najszybciej i uniknąć spóźnienia do pracy lub brania wolnego dnia. Poza tym obowiązuje zasada – kto pierwszy, ten lepszy.
Dzieci, które nie załapią się na obiady, trafiają na listę rezerwową i mogą jedynie liczyć, że ktoś zrezygnuje z pobierania posiłków albo zmieni szkołę.
Przypomnijmy, że obiady w całości finansowane są z kieszeni rodziców, więc szkoła nie może tłumaczyć się ograniczonym budżetem. Co więc stoi na przeszkodzie, aby zapewnić obiady wszystkim uczniom? Zbyt mała stołówka.
Boisko ważniejsze od stołówki
– Problem ilości wydawanych obiadów jest znany wszystkim, również panu burmistrzowi. W ubiegłym roku szkolnym zorganizowano spotkanie, na którym był pan burmistrz i zapoznał się z naszymi problemami. Efektem spotkania jest zwiększona od września ilość obiadów wydawanych przez stołówkę – napisała w odpowiedzi na zarzuty rodziców Agnieszka Siwek.
Do szkoły trafił więc nowy piec, nowe palniki, garnki, naczynia oraz stoły i krzesła. Koszt obiadu przygotowanego w szkolnej kuchni (z deserem i kompotem) to 5 złotych. Catering – jak mówi Siwek – byłby znacznie droższy.
Szansą na zwiększenie liczby wydawanych obiadów, byłaby rozbudowa stołówki. Jednak na to szkoła nie ma środków i najwidoczniej się o nie nie stara. – Moim zdaniem budowa dodatkowej sali gimnastycznej, nowe boiska wokół szkoły to jest właśnie to, czego potrzeba naszym dzieciom i to będzie realizowane w najbliższym czasie – podkreśla Siwek.
Kolejnym problemem jest brak wydłużonych przerw, w trakcie których dzieci mogłyby zjeść posiłek. Wprowadzenie dłuższych – nawet 40-minutowych – przerw obiadowych w ramach programu Stołówka Plus zapowiedziała kilka miesięcy temu szefowa MEN, Anna Zalewska.