Afera o "10 godzin lekcji dziennie". Jestem mamą 8-klasistki i powiem wam – to bzdura!

Marta Kabulska
"Odebrali im dzieciństwo i fundują stres", "pracują więcej niż dorośli" – głosów narzekań i utyskiwań na polski system edukacji nie brak. Sprawdźmy, ile godzin lekcyjnych ma w tygodniu ósmoklasista.
Plan lekcji – klasa 8. mamadu.pl
Szczególnymi aktywistami w tych dyskusjach są rodzice ósmoklasistów, a dziennikarze podchwytują każdy pretekst, każdy chciałoby się powiedzieć "ból du.." rodzica, by w kilka minut zrobić z niego sensację. System jest fatalny, mnie również on się nie podoba, ale litości, nie oszukujmy innych.

Witamy w VIII klasie

41 godzin lekcyjnych w tygodniu, prace domowe odrabiane do 23.00, "Czy młody dojrzewający organizm jest w stanie tak funkcjonować?" – czytamy na w artykule "41 godzin lekcyjnych w tygodniu, 12 godzin pracy dziennie, doba za krótka. Reakcje po pierwszym dzwonku w szkołach". Podobne treści zyskują popularność na stronie fakty.tvn24 ("Napięty plan i późne powroty. Uczniowie spędzą w szkołach nawet 10 godzin").


Wraz z otrzymaniem planu lekcji rodzice rozpoczęli batalię o dobro własnych dzieci. Tylko ile w tym prawdy?

Sprawdźmy, ile godzin lekcyjnych ma w tygodniu ósmoklasista:
język polski - 5 godzin
język obcy - 3 godziny
drugi język obcy - 2 godziny
historia - 2 godziny
wiedza o społeczeństwie - 2 godziny
geografia - 1 godzina
biologia - 2 godziny
chemia - 2 godziny
fizyka - 2 godziny
matematyka - 4 godziny
informatyka - 1 godzina
wychowanie fizyczne - 4 godziny
edukacja dla bezpieczeństwa - 1 godzina
zajęcia z wychowawcą - 1 godzina
Łącznie 32 godziny tygodniowo. Dodatkowo religia lub etyka.

Plan lekcji klasy 8
Zdjęcie na górze artykułu to plan lekcji mojej córki.
Zaraz powiecie, że siedzenie do godziny 16 w szkole jest szkodliwe dla dziecka. No cóż, też wolałabym, żeby kończyła wcześniej, ale jest to tylko raz w tygodniu, a program musi być zrealizowany. Nie ma ani jednego dnia, w którym dziecko spędzałoby w szkole 10 godzin dziennie. Możemy wściekać się, że dzieci muszą dużo się uczyć, ale to nie są maluszki, tylko młodzi dorośli, którzy spokojnie wytrzymają te 7 godzin w ławkach.

Czy za naszych czasów było inaczej? Wracałam ze szkoły i kułam do późna, by być przygotowaną na następny dzień. Moja mama nie narzekała, że jestem przemęczona, a ja nie czułam się przeciążona ogromem nauki. Nikt nie walczył o brak prac domowych, jakimś cudem dla pokolenia naszych rodziców naturalne było, że dzieci je mają i odrabiają.

Moje dziecko nie ma zadawanych prac domowych na weekendy (niestety w przypadku moich młodszych córek nauczyciele znaleźli sposób na obejście tego i zadają im dużo więcej w czwartki z zaznaczeniem, że mają termin odrobienia do poniedziałku), a w tygodniu odrabia je od razu po lekcjach i ma jeszcze dużo czasu dla siebie. Pamiętajmy, że nie mówimy o kilkulatkach, które o 20.00 powinny znaleźć się w łóżkach. Większość z nas wie, o której chodzą spać nastolatki.

Noc zarwana na naukę? Mogłabym policzyć na palcach jednej ręki przypadki, w których córka w zeszłym roku, jako siódmoklasistka, ślęczała nad książkami do późnych godzin nocnych i to raczej z własnej winy, gdy odłożyła naukę na ostatnią chwilę. Nic nie wskazuje na to, by w tym roku wyglądało to inaczej.

Podkreślę jeszcze raz: polski system nauczenia ma ogrom wad i nie raz o tym pisałyśmy: punktowe oceny z zachowania, krzywdzący system wystawiania ocen końcowych, religia w środku planu lekcji itp.

Nie jestem zwolennikiem przeładowanych programów, zwłaszcza gdy pełne są one niepotrzebnych informacji. Mogę jednak powiedzieć – moje dziecko chodzi do 8. klasy podstawówki i nie spędza w szkole 10 godzin dziennie, nie ma 41 godzin lekcji tygodniowo. Nie mam poczucia, by ktoś odebrał jej dzieciństwo i fundował stres, bo wymaga od niej uczenia się.

Może są szkoły, w których dzieci spędzają tyle czasu, ale nie sądzę, by było to nagminne. Jedna z dziennikarek natemat.pl Daria Różańska zamieściła ogłoszenie na Facebooku: "Szukam rodziców, których dzieci mają 10 godzin lekcji dziennie" i nie zgłosiła się ani jedna osoba. Czy więc jest sens siać postrach wśród rodziców ósmoklasistów, którzy i tak już są przerażeni zbliżającymi się w tym roku egzaminami i podwójnym rocznikiem w pierwszej 1. liceum?