Popularny ślubny trend to bestialstwo. "Liczy się zysk, nie dobro ptaków"

Katarzyna Grzelak
Biała limuzyna, dorożka, lampiony, świecące balony, a może gołębie. Pomysłów na uświetnienie ślubnej uroczystości jest coraz więcej. Czasem jednak to, co dla młodych i gości jest "pięknym akcentem", dla innych ma tragiczny finał. Cierpią szczególnie zwierzęta, używane jako ślubne dekoracje.
Gołębie na weselu to popularna atrakcja Fot. pixabay.com/debowscyfoto
W filmach i na zdjęciach takie sceny wyglądają bajecznie – młodzi wypuszczają z rąk białe gołębie, te wzbijają się w niebo i odlatują, niosąc światu wieść o wielkiej miłości. Jak to wygląda w rzeczywistości? Opisała to Justyna Koptyńska-Tomulka, która była niedawno świadkiem podobnego "pięknego" ślubu.

Po pierwsze, ptaki wypuszczone z pudełka, w którym czekały na uroczyste uwolnienie przez młodych, wcale nie wzbiły się w powietrze z wdziękiem, ale wpadły w panikę. Po drugie, nie odleciały do domu, jak zapewniał gołębiarz.

– Widziałam tydzień temu ślub, śliczna panna młoda, sympatyczny pan młody. I skrzynia 10 pawików – przepięknej urody ptaków. Gołębie w panice zaczęły obijać się o mur budynku, wpadać na okna i do pomieszczeń, gdzie okna były otwarte. Jeden upadł na ziemię i wybiegł na ulicę. Kiloro gości dostało z gołębia w twarz – opisuje całą "atrakcję" pani Justyna.


Ale bałagan, fruwające pióra i wystraszone ptaki to nic w porównaniu z dalszą częścią historii.
"One nie przeżyją"
Po uroczystości i nieudanym spektaklu z wypuszczeniem gołębi, goście pojechali świętować dalej, a ptaki zostały na gzymsie sąsiedniego budynku. Wystraszone, zdezorientowane, zestresowane.

– W ponad 30-stopniowym upale siedziały tam cały weekend, bez wody, bez jedzenia. W poniedziałek rano biegały po chodniku. Jeden nie latał w ogóle, udało mi się go złapać z pomocą straży miejskiej i odwieźć do gołębiarza w mieście – pisze autorka posta.

Pani Justyna próbowała napoić i nakarmić gołębie, ale te uciekały. – W poniedziałek było ich 6. W czwartek były 4, dziś 3. Jednego znalazłam w pobliżu fontanny (umarł chyba wczoraj, albo w środę), drugiego rozjechało dziś auto, tuż pod oknem mojego biura. Zostały 2. Nie przeżyją. Są słabe i zestresowane, głodne i spragnione, wycieńczone – stwierdziła kobieta.

Młodzi nic nie wiedzą
Pani Justyna najpierw próbowała skontaktować się z młodą parą, która wypuściła ptaki. Okazało się, że młodzi nic nie wiedzą, odpoczywają w podróży poślubnej. Jednak wysłali krewnego, który próbował złapać ptaki. Bezskutecznie.

Po rozmowie z młodymi pani Justyna dowiedziała się też, że gołębiarz, który sprzedał nowożeńcom 10 białych pawików, miał powiedzieć, że "spoko, nic się nie trzeba martwić, te gołębie nie wracają, trzeba dać im czas na przystosowanie się do życia w nowym miejscu".

– No to przystosowały się po byku, umierając jeden po drugim... – stwierdziła gorzko kobieta.

To znęcanie się nad zwierzętami
Pani Justyna podkreśla, że za tragiczny los zwierząt nie wini młodych, którzy nie wiedzieli, jak potoczą się sprawy i zaufali gołębiarzowi, zapewniającemu, że ptaki świetnie sobie poradzą. Za cierpienie zwierząt wini natomiast hodowcę ptaków, który dla zysku posunął się do takiego bestialstwa.

Co gorsze, hodowca pozostanie bezkarny. Ptaki nie miały obrączek, co oznacza, że nie da się namierzyć ich właściciela. – W stowarzyszeniu śląskich gołębiarzy powiedziano mi, że to częsta praktyka, liczy się zysk, a nie zdrowie i życie ptaka, a brak obrączki czyni sprzedawców białych gołębi bezkarnymi – podkreśliła pani Justyna.

Być może dzięki jej słowom i zaangażowaniu wszystkich nas, inni nowożeńcy zrezygnują z takiego "uczczenia" tego ważnego dnia. Są przecież inne sposoby na celebrowanie miłości, przy których nie ucierpią bezbronne stworzenia.