Wczasy odchudzające za karę, fast-food w nagrodę. Tak polscy rodzice odchudzają dzieci

Ewa Bukowiecka-Janik
Rodzice, którzy faszerują dzieci środkami przeczyszczającymi, głodzą je, wysyłają na wczasy odchudzające, a potem w nagrodę za wynik widoczny na wadze... zabierają do McDonald'sa. To nie scenariusz horroru. To przykra prawda o tym, jak odchudza się polskie dzieci.
Wczasy odchudzające, dieta kopenhaska i głodówka. Tak odchudzają się polskie dzieci Prawo autorskie: olgavolodina / 123RF Zdjęcie Seryjne
Wyniki ostatnich raportów dotyczących żywienia polskich dzieci oraz ich kondycji wskazują na plagę otyłości. Według badań Wspólnego Centrum Badawczego i Komisji Europejskiej sytuacja polskich dzieci należy do najgorszych w Europie. Otyłość lub nadwaga to problem nawet 35 proc. małych Polaków przed 11. urodzinami (!). W rankingu europejskim gorzej wypadają tylko Grecja i Cypr.

Odsetek otyłych dzieci to jednak nie wszystko. Z ostatniego raportu WHO z 2015 roku wynika, że tyjących dzieci przybywa u nas w zastraszającym tempie – w ciągu ostatnich 20 lat liczba maluchów z nadwagą wzrosła trzykrotnie. Na naszym kontynencie pobiliśmy rekord.


Kto jest temu winien i jakie metody walki należy podjąć? Odpowiedzi jest cała masa, jednak te, które nasuwają się jako pierwsze, wydają się najtrafniejsze. Złe nawyki żywieniowe rodziców. Wszystko wskazuje na to, że Polacy są do nich wyjątkowo przywiązani.

Bo co się dzieje, kiedy rodzice biorą się za odchudzanie swojego dziecka? – Wizyty u dietetyka często kończą się, gdy okazuje się, że zmienić dietę musi cała rodzina – mówi dietetyczka Monika Stromkie-Złomaniec z gabinetu Dietosfera. Chcemy rozwiązań szybkich i skutecznych, typu dieta cud. Dlatego w potrzeby polskich rodziców w punkt trafiają oferty wczasów odchudzających dla dzieci.

Rodzice biorą się za odchudzanie
W 32. numerze "Newsweeka" ukazał się reportaż autorstwa Elżbiety Turlej, o tym, jak z perspektywy dzieci i wychowawców wyglądają tego typu turnusy. Skojarzenia, jakie nasuwa określenie "obozy dla dzieci" są boleśnie trafne.

"Po nocy skaczą i robią pajacyki, w dzień płaczą, bo burczy im w brzuchu, ale nie poddają się. – To dla mamy i taty – mówią. – Martwią się, że jestem grubszy od rówieśników, a ja nie chcę, żeby byli smutni" – brzmi lead tekstu, który zawiera w sobie kwintesencję przekazu całego reportażu.

Z pewnością przygnębiające relacje małych obozowiczów to wycinek rzeczywistości. Dorota Zawadzka, znana psycholog, opublikowała na swym profilu na Facebooku fragment wspomnianego tekstu. Choć znakomita część komentujących zgodziła się ze stanowiskiem jego autorki oraz "superniani", to znaleźli się i tacy, którym ta forma odchudzania pomogła, a ich wspomnienia nie należą do przykrych.

Oceniając jednak samą ideę oraz formę wczasów odchudzających, bardzo trudno uwierzyć, że rodzice, którzy fundują dzieciom takie wakacje, mają dobre intencje.

Dzieci się nie odchudza
– Zmiana diety u dziecka z nadwagą czy otyłością nie polega na tym samym, co odchudzanie dorosłego człowieka – mówi dietetyczka, Monika Stromkie-Złomaniec. – Dzieci się nie odchudza. Nie wprowadza się diet redukcyjnych. Poprawianie kondycji dziecka polega na nauce zdrowych nawyków żywieniowych – dodaje.

Według dietetyczki na tego typu turnusach trudno o odpowiednią opiekę: – Nie jest sztuką wyliczyć, jakie dziecko ma zapotrzebowanie energetyczne i skomponować dietę ze zdrowych produktów. Dieta powinna być opracowana indywidualnie, z uwzględnieniem, jakie dziecko ma problemy ze zdrowiem, jakie ma nawyki. Nie jest to możliwe, kiedy na wczasach odchudzających przygotowywane są posiłki dla wszystkich naraz – wyjaśnia.

W opisach wczasów odchudzających najczęściej znajdujemy informację, że grupy tworzą dzieci w wieku od 10 do 16 lat. – Dzieci wrzucone są do przysłowiowego jednego worka. We wspomnianym przedziale wiekowym będą na pewno i dzieci z niedużą nadwagą, ale i otyłością. A ponieważ wszystkie karmione są tak samo, te pierwsze może nie będą głodne, a te drugie będą cierpiały katusze. Zmiana nawyków żywieniowych nie powinna kojarzyć się z męką – jeśli tak się stanie, nie będzie trwała. Nikt nie chce powtarzać czegoś, co sprawia problemy i ból – mówi Monika Stromkie-Złomaniec.

Co więcej, nawet jeśli organizatorzy wczasów podjęliby próbę dostosowania się do każdego dziecka, rodziców nie byłoby na takie wakacje stać. Ceny cateringów przystosowanych pod pacjenta są bardzo wysokie.

Ponadto, dzieci, zanim przejdą na dietę, powinny zostać przebadane pod kątem przyczyn otyłości czy nadwagi. Bo może się okazać, że samą dietą nic nie zdziałamy. Jej przyczyną mogą być kłopoty metaboliczne czy inne dolegliwości, które nie pozwalają schudnąć.

Wiadomo jednak, że posiłki na wczasach odchudzających opracowują dietetycy. Jest zatem spora szansa, że dzieci poznają tam zasady zdrowego żywienia. Ale wiedza to jedno, a praktyka drugie. Wczasy odchudzające to skok na dietę. Radykalny krok, który ma przynieść natychmiastowy skutek. Takie podejście wyklucza pozytywny rezultat.

– Nie jestem zwolenniczką nagłych zmian. Wolę małe kroki. Czyli jeśli dziecko do tej pory zjadało w ciągu dnia kilka porcji słodkich płatków śniadaniowych, nie zamieniam ich od razu na owsiankę, tylko najpierw szukam zdrowszego, ale zbliżonego smakiem zastępcy. Potem zmniejszamy porcję, dokładamy trochę zdrowej owsianki i tak stopniowo wyprowadzamy dziecko ze złego nawyku – tłumaczy Monika Stromkie-Złomaniec.

Jak się okazuje, "skoki" na dietę, a potem nagły powrót do starych nawyków żywieniowych, mogą się skończyć źle dla jelit czy żołądka. Mogą wystąpić bóle, biegunka, wymioty.

Powtarzanie procederu – najpierw się głodzimy, a potem objadamy – może po dłuższym czasie skończyć się poważnymi problemami ze zdrowiem. U dziewcząt np. zaburzeniami miesiączkowania, a w przyszłości problemami z zajściem w ciążę. – Nastolatki nie myślą o takich rzeczach, to rola rodziców – dodaje dietetyczka.

Niedojrzali rodzice wychowują "grubaski"
– Są rodzice, którzy ignorują odżywianie dzieci, a potem wysyłają je na takie obozy albo podają im środki przeczyszczające, głodzą, odchudzają dietą kopenhaską – opowiada psycholog Katarzyna Kucewicz z gabinetu Inner Garden. – Tacy rodzice, przeważnie emocjonalnie niedojrzali, przerzucają całą odpowiedzialność na dziecko. A otyłość dziecięca nigdy nie jest winą dziecka. Jest dowodem, jeśli nie na chorobę, to na niewydolność wychowawczą rodzica – komentuje nasz ekspert.

Jak się okazuje, dziecko otyłe przeważnie ma większe lub mniejsze kłopoty emocjonalne. Otyłość u dziecka, o ile nie jest związana z chorobą somatyczną, ma zwykle podłoże kompulsywnego radzenia sobie z trudnymi emocjami. To manifest problemów wynikających ze stresu i napięcia, przeważnie związanego z sytuacją rodzinną, rzadziej szkolną. – Dlatego dzieci ze sporą nadwagą równolegle powinny być pod opieką dietetyka oraz psychologa – wyjaśnia Katarzyna Kucewicz.

Wyobraźmy sobie dziewczynkę, która wyjeżdża na obóz i nie chudnie. Wraca z niego w poczuciu winy, pełna rozczarowania. Rodzice quasi wspierający starają się nie dolewać oliwy do ognia, ale ona czuje, że ich zawiodła. Co takie dziecko dalej wymyśli? Że jak przestanie jeść, to może schudnie. Albo, że i tak już nic z tego, a dbanie o siebie nie ma sensu, że jest wybrakowane, gorsze, rozczarowało rodziców.

– Takie przekonania nie są zdrowe i doprowadzają często do niemądrych decyzji, np. do decyzji o zaprzestaniu jedzenia – mówi psycholog. – Pamiętam kilka lat temu w moim gabinecie nastolatkę, która cierpiała na anoreksję. Wszystko zaczęło się od wyjazdu sportowego, na którym schudła. I po powrocie tak zaczęła bać się, że wróci do dawnej wagi, że codziennie mierzyła się centymetrem, wchodziła na wagę, sprawdzała, czy nie przytyła. Stało się to jej obsesją i w kilka miesięcy niemalże doprowadziło ją do śmierci.

Gdzie byli rodzice? Tam, gdzie są wszyscy rodzice dzieci z zaburzeniami odżywiania – we własnym świecie, odcięci od dzieci, od ich emocjonalności, nieumiejący ich zrozumieć. Krytyczni, oceniający, wymagający albo tak zaprzątnięci swoimi sprawami, że ignorujący niezwykle wyraźne objawy choroby.

Otyłość to choroba całej rodziny
W związku z tym, oczywiste wydaje się, że na wczasach odchudzających opieka nad dziećmi powinna być kompleksowa – prócz dietetyków powinni być na nich również psychologowie. Co więcej, według naszych ekspertek, opieką psychologa powinni być otoczeni również rodzice.

– Otyłość dziecka jest chorobą całej rodziny. Zostawianie dziecka samego z problemem nie da dobrych efektów, bo z zaburzeniami odżywiania u dzieci pracuje się systemowo, czyli równolegle z rodzicami. Obóz odchudzający dla dzieci i młodzieży prowadzony przez osoby bez wykształcenia psychologicznego nie mieści mi się w głowie – komentuje Katarzyna Kucewicz.

– Nie wyobrażam sobie, że dziecko uczy się zasad zdrowego żywienia, a cała reszta domowników nie. Rodzice są przykładem, dlatego na dietę powinna przejść cała rodzina – dodaje Monika Stromkie-Złomaniec.

Czy da się "naprawić" dziecko przez obóz odchudzający? Tak, jeśli na obozie psychologowie i dietetycy pracowaliby nie tylko z dziećmi, ale również z rodzicami. Tak, gdyby były to wczasy o charakterze terapeutycznym, nie stricte odchudzającym. Wówczas byłaby szansa, by polubić smak inny niż słodki i zacząć czerpać radość z uprawiania sportu. Dzieci miałyby wsparcie ze strony tych, dla których tak bardzo się starają – swoich rodziców.

Czy tak jest? Cóż, z obszernych opisów licznych ofert wczasów odchudzających oraz relacji ujętych we wspomnianym reportażu Elżbiety Turlej, dość jasno wynika, że nie. Rodzice mogą korzystać z porad dietetyka, spotykać się z nim, jednak nie muszą, więc rzadko to robią. Dziecko po turnusie dostaje plik zaleceń, jednak bez pomocy rodziców nie będzie w stanie się do nich stosować.

O obecności psychologów na turnusie nie ma we wspomnianych opisach ani jednego zdania. O ironio, znaleźć można za to przechwałki, że odchudzające wakacje są tak fajne, że rok w rok jeżdżą na nie ci sami "wczasowicze". Ciekawego dlaczego...