"Serce boli, żal patrzeć". Czy historia z pociągu jest smutnym obrazem naszych czasów?
Dokąd zmierza ten świat? Co się dzieje z ludźmi? Praca najważniejsza, straszne czasy. Tylko krzywda i występek. Czyżby? Kiedyś było lepiej? Nie, kiedyś po prostu nie było internetu, by dzielić się każdą refleksją czy przyuważoną sytuacją.
Pewnie każdy chociaż raz był świadkiem "dziwnej" sytuacji. Na jego oczach wydarzyło się coś oburzającego, przykrego, kontrowersyjnego. Dawniej opowiadało się o tym rodzinie, ewentualnie pani Halince w spożywczaku i Grażynce, ukochanej fryzjerce. Znajomy powtórzył znajomemu, ktoś przekazał komuś i tyle.
Teraz wyciągamy telefon, nagrywamy, robimy zdjęcie, ostatecznie publikujemy wpis w mediach społecznościowych i prosimy o udostępnienia. Nagle setki, a nawet tysiące ludzi dowiaduje się, że jeden pan zakopał psa, a pani zrobiła siku w samolocie. Nieraz wystarczy kilka godzin, by treść stała się viralem.
Opisana historia, a raczej historie, bo biorąc pod uwagę globalny zasięg internetu, są ich setki dziennie, zaczyna żyć swoim życiem. Nagle okazuje się, że codziennie czytamy o skandalach, ludzkich dramatach, ale też często o chwytających za serce i wzruszających zajściach, których ktoś był świadkiem.
Rachunek jest w miarę prosty: częściej są to niestety tematy wzbudzające kontrowersje i skrajnie negatywne emocje. A w naszej głowie powstaje obraz "naszych czasów" – mrocznych, obrzydliwych, wypełnionych zbrodnią i występkiem. Wystarczy przejrzeć komentarze pod brutalnymi doniesieniami, by kilkukrotnie trafić na pytania, co się dzieje z tym światem, z ludźmi, z nami wszystkimi.
Odpowiedź wydaje się stosunkowo prosta: nic się nie dzieje, zawsze tak było, tylko teraz dzięki ogólnemu dostępowi do internetu dowiadujemy się o sprawach, które działy się zawsze i wszędzie, ale nie było sposobu, by informacje w takim tempie obiegały cały świat.
"Ciesz się, jedziesz do Berlina"
Kilka dni temu trafiłam na historię z pociągu. Rodzice podróż do Berlina spędzali przed monitorami komputerów, a ich dziecko siedziało obok, nudząc się. Sytuacje opisała współpasażerka, której było smutno, wręcz pękało jej serce z żalu, gdy patrzyła na osamotnionego malucha wgapiającego się w szybę i czekającego aż rodzice poświęcą mu uwagę.
Puentą historii było pytanie: "Dokąd zmierza ten świat?". Wynikało oczywiście z faktu, że rodzice są tak zapracowani, że nie mają czasu na dziecko. Ja jednak od razu pomyślałam: Czy to sugestia, że kiedyś ludzie pracowali mniej? Opuszczając pola czy fabryki mieli więcej czasu na opiekę i czułość na każdym kroku? Obawiam się, że niekoniecznie.
I kolejna myśl. Czy rodzic za każdym razem musi rzucić wszystko i poświęcać się dziecku? Pomyślałam, że sytuacja w pociągu jest jakimś malutkim wyimkiem z życia tej rodziny. Może rodzice zaplanowali urlop, a nagle wydarzyło się ich pracy coś takiego, że byli zmuszeni poświęcić te kilka godzin w pociągu na zamknięcie ważnych spraw?
Można oczywiście gdybać, jednak wniosek, a raczej pytanie, że nasz świat zmierza w złym kierunku, wydał mi się trochę na wyrost. Każdy świadomy dorosły wie, jak ważne dla dziecka jest przytulanie, okazywanie zainteresowania i czułości. Nie zmienia to jednak faktu, że kolejną ważną lekcją jest organizowanie czasu. Jest czas na pracę i czas na rozrywkę.
Koleżanka, którą zapytałam o tę sytuację odpowiedziała, że według niej najważniejsze jest zaszczepienie w dziecku poczucia, że nawet jeżeli teraz z tobą nie rozmawiam, czy na ciebie nie patrzę, to i tak cię kocham.
Złoty środek
Problemem jest permanentne zaniedbywanie potrzeb malucha. Zostawianie go samemu sobie, brak wsparcia. Nie da się jednak wyciągnąć takich wniosków na podstawie kilkuminutowej obserwacji. A tym bardziej sprowadzać tematu do "chorej współczesności", w której rodzice mają tak dużo pracy, że nie mają czasu na dziecko.
Może po prostu taśmę produkcyjną zastąpiliśmy telefonami, komputerami, robotami? Nakarmiliśmy się wizją, że obecnie pracujemy mniej, bo mamy maszyny, dzięki którym mniej się męczymy niż ludzie w XIX-wiecznych fabrykach? Ale czy nie jest trochę tak, że paradoksalnie przez ciągłą dostępność, bycie online, z telefonem w dłoni i komputerem pod pachą nie pracujemy więcej?
Pewnie co przypadek, to inna odpowiedź. Ważne jest jednak, by znaleźć złoty środek. Popracować, ale i umieć odpoczywać, przechodzić w stan offline. I pamiętać, że dziecku też się nic nie stanie, jeżeli zajmie się sobą przez jakiś czas, gdy rodzice muszą wypełnić obowiązki. Może fajny film przyrodniczy, książeczka, kolorowanka? To na pewno lepsze niż tłumaczenie się "takimi czasami". Przecież i tak wszyscy wiemy, że kiedyś było lepiej :)
Napisz do autorki: alicja.cembrowska@mamadu.pl
Może cię zainteresować także: "Ludziom teraz wszystko przeszkadza". Pokolenie roszczeniowców wszędzie widzi problem