"Moja babcia jest potworem". Czy wnukowie mają obowiązek kontaktować się z dziadkami?

Alicja Cembrowska
Starszym należy się szacunek. Niezależnie od tego, czy są bliskimi nam członkami rodziny, czy nieznajomą osobą w tramwaju. Przeproś, ustąp miejsca, podaj, złóż życzenia, podziękuj. Z perspektywy czasu myślę, że zmieniłabym utarte hasło i raczej opowiadała się za taką modyfikacją: Szacunek należy się każdemu. Niezależnie od wieku.
Czy wnuk ma obowiązek odwiedzać babcię i dziadka? Pixabay
Uważam, że wnuk nie ma obowiązku niezależnie od okoliczności uwielbiać swoich dziadków i robić tego, "co wypada" i "jest dobrze widziane". Ludzie mogą być źli w każdym wieku, a my nie musimy znosić pewnych zachowań, tylko dlatego, że ktoś powtarza nam frazesy o "dobrym wychowaniu". Dobre wychowanie to uzbrojenie dziecka w narzędzia potrzebne do radzenia sobie w każdej sytuacji. W mechanizmy obronne i mądrą głowę, która za kilka lat pomoże mu samodzielnie decydować o sobie i swoim otoczeniu.

Śmierć babci czy dziadka
Niektórzy do niedawna powtarzali mi, że mam szczęście. Jeszcze kilka miesięcy temu mogłam powiedzieć, że obie moje bacie i obaj dziadkowie żyją. Ostatnio myślałam o tym po wpisie Doroty Rabczewskiej, w którym podzieliła się z fanami informacją, że zmarła jej ukochana babcia. Wokalistka bardzo przeżyła tę stratę, nigdy nie ukrywała, że babcia była dla niej bardzo ważną osobą. Na wzruszające, pełne szacunku słowa zareagowali fani, którzy w komentarzach okazywali jej wsparcie, a przy okazji wspominali swoich dziadków. Wczoraj natomiast Internet obiegł wpis Paris Jackson, córki Michaela Jacksona, która pożegnała swojego dziadka Joe.


Odchodząc jednak od gwiazd, niejednokrotnie z ust znajomych słyszałam o cudownej babci i niesamowitym dziadku, których aż chce się odwiedzać. Te wszystkie anegdotki, zabawne historyjki, wspólne zdjęcia w mediach społecznościowych. Głupio mi było, a uczucie zażenowania nasilało się w styczniu, gdy są dwa takie dni, że zadzwonić po prostu trzeba…

Do tego trzeba dojść samemu
Rodzice nauczyli mnie wielu fajnych rzeczy – nawet gdy prezent mi się nie podobał, dziękowałam, dzieliłam się z innymi jedzeniem, gdy mogłam, zawsze pomagałam. Uczyli mnie także, że chociaż "babcia jest, jaka jest" to odwiedź, zadzwoń, zapytaj, jak się czuje. Jestem obrzydliwym uparciuchem, ale zaciskałam zęby i to robiłam, bo wiedziałam, że jak się sprzeciwię, to gniew odbije się na nich. Sporo o tym rozmawialiśmy, rodzice rozumieli moje emocje, ale, za co też jestem im wdzięczna, powtarzali mi, że są takie sytuacje, że lepiej schować dumę do kieszeni. Nie zawsze wszystko układa się tak, jak sobie wymyślimy.

Zrozumiałam. Ale w tym roku pierwszy raz nie wykręciłam konkretnego numeru. 21 stycznia nie zadzwoniłam do babci. Decyzję podjęłam świadomie, wyzbywszy się już młodzieńczego buntu i awanturniczego zadęcia. Chyba po prostu dojrzałam, uznałam, że jestem w takim wieku, że teraz to już tylko i wyłącznie moja sprawa. Doszłam do wniosku, że nawet jeżeli ktoś mnie za to skrytykuje (a zrobili to, chociażby niektórzy członkowie mojej rodziny), to czuję, że nie mogłam postąpić inaczej. Wszyscy przymykali oko na zachowanie babci, ja przestałam. Nie z żalu czy nienawiści. Raczej wręcz przeciwnie, z miłości do tych, którzy już swoje przez nią wycierpieli. Coś we mnie pękło, gdy przypadkowo dowiedziałam się, że w swoim uwielbieniu do plotek i mitomańskich opowieści dotyka nawet tych, których za bardzo nie zna, a którzy związani są z moim życiem w innym mieście.

Nie dotykaj, nie rób, bądź cicho
Babcia nie czuła przez większość mojego dzieciństwa, że coś wypada lub nie. Jako dorosła osoba krzywdziła moją mamę, mnie i całą moją rodzinę. Zapamiętałam ją z tego, że nazywała mnie "małym diabłem" i zgadzała się, by rodzice przywozili do niej jedynie moją siostrę (spokojniejszą i bardziej układną niż ja). Robiła w tym celu różne rzeczy, z subtelności nazwę je "zniechęcaniem". Za dużo się ruszałam, za dużo mówiłam. U babci musiałam nawet siedzieć tak, jak ona tego chciała. Mieszając herbatę, skupiałam się, by czasem nie uderzyć łyżeczką o szklankę. Denerwował ją każdy dźwięk. Była nieuprzejma i na wszystko reagowała jakąś niedookreśloną agresją. Odwiedziny u niej najczęściej kończyły się siarczystą awanturą, płaczem i totalną katastrofą.

Moja babcia chyba nigdy bezinteresownie nie zapytała, jak się czuję. Niewiele od niej dostałam, chociaż też niewiele oczekiwałam. A na pewnym etapie po prostu nie chciałam. Najczęściej słuchałam opowieści o córkach innych ludzi, które osiągnęły więcej ode mnie. Są mądrzejsze i co najważniejsze – szczuplejsze. Bo chociaż babcia jest chora i źle się czuje przez całe życie, to zawsze miała siłę na niewybredny komentarz dotyczący mojego wyglądu. Wytłumaczyłam to sobie tak, że możliwe, że za bardzo przypominam jej córkę, a moją mamę, która była pierwszą ofiarą jej niszczycielskiego charakteru.

Czy byłam dobrą wnuczką?
Na pewno od początku uprzedzoną. Nie chciałam spędzać czasu u babci, jej dom od zawsze kojarzył mi się negatywnie, nawet pomimo tego, że rodzice starali się łagodzić te odczucia. Później moja starsza siostra dbała o to, byśmy u babci bywały, szczególnie gdy mama po kolejnych telefonach była tak wykończona psychicznie, że nikt z nas nawet nie myślał o tym, by zmuszać ją do wizyty u własnej matki. Teraz myślę, że wiele z tych emocji wzięła na siebie właśnie moja siostra. Ja biernie wykonywałam polecenia, ona starała się łagodzić sytuacje. Wszyscy, oprócz babci, chcieli dobrze.

A potem była jakaś impreza rodzinna. Moje dwie kuzynki, mnie i moją siostrą przedstawiono koleżance babci, która niewiele myśląc, wypaliła do babci: mówiłaś, że masz dwie wnuczki, a nie cztery. Ja nie byłam szczególnie zaskoczona. Żal mi było jedynie mojej siostry, wrażliwszej niż ja, która zareagowała takim smutkiem, że na samo wspomnienie robi mi się niedobrze.

Klasyczna babcia
Gdy słucham relacji ludzi, którzy są obciążeni takimi wspomnieniami, czy to dotyczącymi rodziców, czy dziadków, czy rodzeństwa, mam ochotę im powiedzieć: nie, nic nie musisz. Nie musisz bezwarunkowo kochać, wmawiać sobie, że tak trzeba, że to wstyd powiedzieć głośno, że nie chcesz spotykać się z kimś z rodziny.

Istnieją pewne granice, których każdy z nas ma prawo bronić za wszelką cenę. Nie wierzę w idealistyczny nakaz budowania relacji tam, gdzie zostały już tylko zgliszcza. Babcia nie zniszczyła mi życia. Myślę, że to za sprawą, po pierwsze rodziców, z którymi na bieżąco omawialiśmy problemy, a po drugie twardego charakteru po tacie. Nie wiem, czy tego można się nauczyć, nieraz myślę, że genetycznie przekazano mi odporność na pewne rzeczy.

Współczuję jednak tym, którzy nadal mają trudność w zrozumieniu, że są wartościowi, należy im się szacunek i mają prawo żyć tak, jak chcą. Nie pozwalajcie, by ktoś ingerował nie tylko w wasze decyzje, ale podejście, światopogląd, idee, które są dla was ważne. Myślcie o sobie, szukajcie źródeł pewnych emocji, postawcie się w kilku teoretycznych sytuacjach. Jak zadałam sobie pytanie: Czy naprawdę warto utrzymywać kontakty z kimś, (w tym przypadku własną babcią), kogo jedynym celem jest destrukcja? Długo rozważałam wszystkie aspekty tego pytania i w końcu na nie odpowiedziałam. 21 stycznia już nie przeżywam stresu. Dzwonię jedynie do drugich dziadków, którzy są po prostu dobrymi ludźmi.