Kilkuletni podglądacz "zaatakował" klientkę w przymierzalni. Historia z Pepco odbiera wiarę w ludzi
Wbiegasz do sklepu dosłownie na minutę, po jedną koszulkę albo nową parę dżinsów. Bierzesz do ręki upatrzony ciuch, wchodzisz do przymierzalni, a po chwili słyszysz przybierające na sile wrzaski dobiegające zza kotary. Zanim zdążysz pomyśleć (o zakryciu się nie wspominając), źródło odgłosów, kilkuletni mały człowiek, wpada do kabiny. Nigdy cię to nie spotkało? Masz szczęście, znam dziesiątki takich historii. Finał jest podobny: wychodzisz ze sklepu z podkulonym ogonem i zastanawiasz się, co z tym światem jest nie tak.
Jak tylko podniesiesz głos, krzykniesz, zwrócisz się w stronę kilkulatka, pojawia się rodzic. Nie przeprasza za pociechę podglądającą obcych w przymierzalni. Nie próbuje obrócić całej sytuacji w żart ani tym bardziej nie kaja się przed tobą, licząc na zrozumienie (jeśli jesteś rodzicem, z pewnością zrozumiesz). Nic z tych rzeczy. Opiekun rzuca w twoim kierunku soczystą wiązanką (tak, w obecności dziecka), oskarża o demoralizowanie najmłodszych, czasem zwołuje świadków.
W większości przypadków akcja rozgrywa się w sklepach typu PEPCO lub KIK. Kilka dni temu przeczytałam w jednej z facebookowych grup podobną historię: kilkuletnie dziecko wpadło do przymierzalni i uderzyło o biodro przebierającej się klientki. Gdy zaczęło płakać, pojawił się tatuś (mama chłopca była w przymierzalni obok). Mężczyzna, zgodnie ze scenariuszem, obrzucił przebierającą się kilkoma wyzwiskami, po czym spróbował złapać ją za ramię. Spróbował. Bohaterka akcji przyznała, że ma wyjątkowo długie i ostre paznokcie, a całe zajście skończyło się rozlewem krwi. Przykłady można mnożyć.
Nie wiem, czy to specyfika damskich przymierzalni, aura sklepów Pepco czy może wyjątkowy pech. Słyszeliście o podobnych sytuacjach? Jak powinien się zachować rodzic w takiej sytuacji?
Może cię zainteresować: Trudno czasem uwierzyć jak bezmyślni są ludzie. Historia w Pepco niezbicie tego dowodzi