Szukają sposobu, by pozbyć się dziecka. Moda na "wczasy" od dzieci zyskuje na popularności
Bruno ma 4 lata. W tym roku po raz pierwszy w życiu spędzi noc poza domem. I to nie jedną. Jego rodzice postanowili wysłać go na zielone przedszkole – wyjazd analogiczny do zielonej szkoły. Zdaniem Aleksandry Piotrowskiej, psychologa dziecięcego, nie jest to dobry sposób na odcinanie pępowiny.
Chwila spokoju
Bruno to syn moich dalszych znajomych. Jego rodzice dotąd nie mieli okazji zostawić dziecka na dłużej pod opieką zaufanych osób. Jak większość trzylatków, chłopiec poszedł do przedszkola. Adaptacja odbyła się bez komplikacji. Bruno szybko odnalazł się w grupie rówieśników, nie sprawiał też problemów wychowawczych.
Jednak to dziecko bardzo energiczne, absorbujące uwagę rodziców. – Postanowiliśmy, że wyślemy Bruna na zielone przedszkole, bo widzimy, że dobrze czuje się pod opieką pań przedszkolanek, jak i dzieci z grupy. Ponadto, nigdy nie mieliśmy możliwości sprawdzić, jak będzie się zachowywał podczas dłuższej rozłąki. Sami czujemy, że to najwyższy czas. Odkąd się urodził, nie spędziliśmy sami ani jednego wieczoru – opowiada mama chłopca.
Argumentacja brzmi trochę jak usprawiedliwianie się, że rodzice szukają sposobu, by pozbyć się dziecka i odpocząć. Według psycholog Aleksandry Piotrowskiej, warto, by dziecko w pewnym wieku doświadczyło sytuacji, w której spędza noc nie w swoim łóżeczku pod czujnym okiem rodziców. Jednak nie można jasno określić wieku, w którym doświadczenie to wyjdzie dziecku na dobre. – Nie jestem przekonana, by zalety wyjazdu trzy-, czterolatków, a nawet niektórych starszych dzieci, przodowały nad wadami – komentuje nasz ekspert.
Zielone przedszkole – dla kogo?
Zdaniem Aleksandry Piotrowskiej w podejmowaniu decyzji o wyjeździe na zielone przedszkole ważne jest to, czy dziecko miało okazję zostać na noc np. u cioci czy babci. Pierwsze próby rozstania z dzieckiem powinny być półtora-, dwugodzinne, a pierwsza doba osobno powinna mieć miejsce w warunkach, z których zawsze możemy się wycofać. Więcej o gotowości dziecka do wyjazdu powie nam to, jak zachowywało się w takich sytuacjach, niż to, jakiej odpowiedzi udzieli na pytanie "czy chcesz jechać". Nie powinniśmy przeceniać roli rozmowy w komunikacji z trzylatkiem czy czterolatkiem. To, że na propozycję wyjazdu zareaguje entuzjastycznie, nie znaczy, że jest gotowe, by wyjechać.
Faktem jest, że dzieci często zaskakują nas swoją dojrzałością. Rodzice najczęściej nie doceniają dzieci i nie potrafią sobie wyobrazić, jak wspaniale ich pociechy radzą sobie w różnych sytuacjach. Mimo to opinia Aleksandry Piotrowskiej o zielonych przedszkolach jest niezbyt entuzjastyczna – radzi, by poczekać z tego typu inicjatywą do wieku sześciu, siedmiu lat.
– Maluchy, a nawet pięciolatki niekoniecznie mają wystarczająco mocno ugruntowane przekonanie, że są w ich życiu pewne niezmienniki, np. to, że mają swój dom, a rodzice zawsze gdzieś są i czekają. Jeśli taki wyjazd przekona dziecko, że rodzice mogą na trochę zniknąć, a mimo to jest dobrze, bezpiecznie i można sobie poradzić samemu, to świetnie. Jednak nie ma żadnej gwarancji, że to się zawsze w przypadku każdego dziecka uda – mówi psycholog.
Na głęboką wodę
Niektórzy rodzice wpadają na pomysł posłania dziecka na zielone przedszkole, by je zahartować i nauczyć samodzielności, ponieważ dotąd wszelkie próby spełzły na niczym. Nam, dorosłym wydaje się, że jeśli rzucimy dziecko na głęboką wodę, zrobimy mu przysługę. Myślimy: "popłacze i przestanie". Tymczasem, jeśli przedszkolak ma problemy z rozstawaniem się z rodzicami, nie powinniśmy go do tej rozłąki zmuszać. Po co kształtować przekonanie, że noc bez rodzica to koszmar? Dzieci mają prawo być różne. Nie wszystkie muszą być "hop do przodu".
Aleksandra Piotrowska dodaje, że dzieci, które mają zaspokojoną potrzebę bezpieczeństwa, łatwo rozstają się z mamą. Nie protestują, bo mają stuprocentową pewność, że po tej krótkiej rozłące znów będą razem. – Jeśli widzimy, że rozstania są trudne, tym bardziej nie ryzykowałabym kilkudniowego wyjazdu. Skupiłabym się na tym, co w naszym postępowaniu wobec dziecka może być nie tak, że reaguje ono histerią na naszą nieobecność – podsumowuje Aleksandra Piotrowska.