"Przed każdą przychodnią powinien wisieć plakat UWAGA NA LEKARZY". Ten post wywołał burzę

Katarzyna Grzelak
Niemal na całym świecie artykuły przestrzegają przed rosnącą falą boreliozy, która prowadzi do cierpienia i śmierci. Borelioza doprowadza niemal do każdej poważnej choroby – napisał na Facebooku pan Dariusz Rozbicki. Pan Dariusz sam choruje na boreliozę, a jego emocjonalny wpis wywołał w sieci burzę, bo promuje... kontrowersyjną metodę leczenia.
Borelioza przez wiele lat może rozwijać się bez żadnych objawów Prawo autorskie: jovannig / 123RF Zdjęcie Seryjne
– W wielu krajach prowadzi się edukację zakrojoną na szeroką skalę, przestrzegając przed kleszczami i konsekwencjami ukąszenia. W szkołach i budynkach użyteczności publicznej pojawiły się plakaty z kleszczami, a wolontariusze udzielają wsparcia, tłumacząc i uczulając społeczność, aby nie było za późno – pisze pan Dariusz w emocjonalnym apelu, którym chce "zwrócić uwagę innych" na problem boreliozy.

– U nas przed każdą przychodnią powinien wisieć plakat UWAGA NA LEKARZY. To oni odpowiadają za większość nieszczęść, do których mogło nie dojść. Lekarze ciągle uspokajają chorych, że borelioza jest to choroba łatwa w rozpoznaniu i szybka w leczeniu. Nie dedykuje tego artykuły ludziom, którzy walczą z tą chorobą, bo dla nich to oczywista oczywistość. Chcę dotrzeć do społeczeństwa karmionego fałszywą propagandą, która nie ma na celu dobra chorego, ale ma na celu opanowanie paniki, która niedługo zajrzy w oczy niejednemu ugryzionemu – pisze.


Słowa brzmią jeszcze bardziej dramatycznie, gdy zauważymy, że pan Dariusz wśród długofalowych skutków boreliozy wymienia m.in. zawał, wylew, udar, glejak mózgu, nowotwory układu chłonnego i endokrynologicznego. Nie można nie przyznać mu częściowej racji. Borelioza jest chorobą, która wpływa na cały organizm, a im dłużej rozwija się nieleczone – wielu chorych nie wie o zakażeniu – tym większe sieje spustoszenie. Przez kilka lat może pozostawać utajona, a potem nagle zaatakować – mogą pojawić się zapalenia skóry, zapalenia stawów, powikłania neurologiczne.
Leczenie to "oszustwo"?
Autor posta pisze, co powinniśmy wiedzieć, gdy udajemy się do lekarza po ugryzieniu przez kleszcza. Czytamy więc, że "test Elisa to czyste oszustwo", a "test WB czyli western blot ma skuteczność 50 proc.".

Test Elisa to najczęściej zalecany test przy podejrzeniu boreliozy, który wykonuje się standardowo dopiero po 4-6 tygodniach od ugryzienia. Test Elisa to inaczej test immunoenzymatyczny, taki sam przeprowadza się np. w celu wykrycia alergenów w żywności. Jeśli wynik testu jest ujemny, oznacza to, że pacjent nie ma boreliozy. Z pewnością nie można nazwać tego badania "oszustwem", jedyny jego mankament polega na tym, że często daje wynik fałszywie dodatni.

Jeśli test Elisa jest dodatni, wykonuje się test, który ma potwierdzić diagnozę – test Western Blot, wykrywający przeciwciała IgM i IgG dla boreliozy. Tutaj problemem jest częsta błędna interpretacja wyników tego badania. Obecne przeciwciała IgM oznaczają, że organizm zmaga się ze świeżym, nowo nabytym zakażeniem. Z kolei przeciwciała IgG oznaczają stare, już "przebyte" zakażenie.

Jeśli badanie Western Blot potwierdzi boreliozę, lekarz zaleca terapię antybiotykową, która powinna trwać 4 tygodnie (maksymalnie do 6 tygodni). Po tym czasie bakterie nie mają szans przetrwać w organizmie.

"Kontrowersyjna" metoda ze Stanów
Pan Dariusz w swoim poście proponuje, żeby odrzucić standardową metodę postępowania w przypadku boreliozy i wybrać metodę ILADS. Standardowa metoda, o której mówi, to tzw. procedura IDSA (to skrót od angielskiej nazwy Amerykańskiego Towarzystwa Chorób Zakaźnych). Specjaliści IDSA zalecają podanie antybiotyku tylko wtedy, gdy pojawią się pierwsze objawy boreliozy. Nie zalecają rutynowego przepisywania antybiotyków, a jedynie wtedy, gdy: kleszcz pozostawał w skórze minimum 36 godzin; upłynęło mniej niż 72 godziny od ukąszenia, na badanym terytorium min. 20 proc. kleszczy jest zarażonych i gdy nie ma przeciwwskazań do podjęcia leczenia.

Z kolei metoda ILADS, którą propaguje pan Dariusz, jest oparta na "zaleceniach" Międzynarodowego Towarzystwa ds. Boreliozy i Chorób z Nią Powiązanych. Lekarze powiązani z ILADS zalecają, aby – nie czekając ani na pierwsze objawy choroby, ani na wyniki badań, które mogłyby ją potwierdzić – rozpocząć leczenie. Polega ono na bardzo agresywnej terapii. Pacjent od razu rozpoczyna antybiotykoterapię, która w początkowej fazie trwa minimum 28 dni. Z czasem pacjent zaczyna przyjmować mieszanki różnych antybiotyków, a kuracja się wydłuża. Najpierw do kilku miesięcy, ale znane są przypadki, że trwa przez kilka lat.

Metoda ILADS nie jest uznana przez żadne towarzystwo medyczne na świecie. Oficjalnie mówi się wręcz o jej wysokiej szkodliwości.

"Pseudospecjaliści" z ILADS szkodzą tysiącom
Profesor Krzysztof Simon, specjalista od chorób zakaźnych, członek Komitetu Immunologii i Etiologii Zakażeń Człowieka PAN, w rozmowie z Gazetą Wyborczą, przyznaje, że zna wiele historii pacjentów, którzy postanowili podjąć "kontrowersyjną terapię".

– Ludzie pragną prostych wyjaśnień, więc szukają pseudospecjalistów, którzy zaordynują testy krwi, a potem oznajmią: znaleźliśmy przeciwciała w kierunku boreliozy, to ona jest wszystkiemu winna – mówi. (Przypomnijmy, że w przeciwciała obecne w naszych organizmach są oznaką już przebytej choroby lub przyjętego szczepienia.)

Prof. Simon podkreśla, że terapia ILADS niesie za sobą wiele negatywnych skutków. – Mówię głośno: terapia proponowana przez ILADS prowadzi do uszkodzenia wątroby, szpiku kostnego, wielonarządowych grzybic, które potwornie trudno się leczy, i mnóstwa innych ciężkich powikłań. (...) Jak wybijemy antybiotykami bakterie, wyjałowimy organizm, urosną nam grzyby, rozwalimy naturalne mechanizmy obronne i drobna infekcja może nas zabić. Już po trzech miesiącach brania doksycykliny jest ciężkie stłuszczenie wątroby, a to sprzyja włóknieniu, prowadzi do marskości i nowotworów. Ludzie sami sobie szkodzą, wydają krocie na niepotrzebne leki, zabiegi i suplementy – mówi.

Przyznaje, że próbował walczyć z lekarzami, którzy stosują tę metodę w Polsce, jednak bezskutecznie. – Prosiłem Naczelną Izbę Lekarską i ministra zdrowia, żeby podejmować działania prawne przeciwko lekarzom stosującym metody ILADS, ale odbijałem się od ściany.

Borelioza – wbrew temu, co sądzą i głoszą "wyznawcy ILADS" – jest prostą chorobą. – Borelioza to prosta choroba i łatwo się ją leczy. Krętki są bardzo podatne na antybiotyki. Jedna, dwie kuracje i sprawa załatwiona. Oczywiście, ktoś może się zakazić ponownie. W Polsce występują cztery gatunki borrelii, w Afryce 120. Ale przy powtórnym zakażeniu postępowanie jest takie samo – zaznacza prof. Simon.