Sąsiedzi piszą donosy i grożą rodzinie. "Takich" powinno się trzymać w oddzielnych budynkach?

Ewa Podleśna-Ślusarczyk
"Zrobimy wszystko, by wypowiedziano Państwu umowę" – uprzejmie donoszą sąsiedzi. Podłość ludzka nie zna granic. Ludzie teoretycznie są tolerancyjni i nie mają nic przeciwko niepełnosprawnym, ale gdy przychodzi co do czego i chodzi o ich komfort życia, wówczas pojawiają się zupełnie inne kryteria.
Czy dzieciom można zwracać uwagę? Fot. vaitekune / 123RF
"Sąsiedzi Państwa nienawidzą"
W teorii wszystko zawsze wygląda świetnie. Ludzie są tolerancyjni i nie mają nic przeciwko ludziom niepełnosprawnym, a zwłaszcza miłym i uśmiechniętym dzieciom, pod warunkiem, że ich obecność nie ma bezpośredniego wpływu na ich codzienność. Życie przez ścianę z osobą niepełnosprawną dla niektórych staje się piekłem na ziemi i w związku z tym granice ich cierpliwości kończą się. Mieszkania w bloku nie mają zbyt grubych ścian i z pewnością hałaśliwi sąsiedzi mogą uprzykrzyć komuś życie.

Sytuacja jest jednak o tyle delikatna, że ze zbyt głośnym sąsiadem, który się awanturuje czy pije łatwiej walczyć, a z niepełnosprawnym dzieckiem znacznie trudniej. Tylko jak rozwiązać ten problem?


– Drodzy sąsiedzi. Wraz z innymi sąsiadami uważamy, że to, co się u Państwa dzieje to skandal. Przez tyle lat, odkąd tu mieszkam, to wytrzymywałam, ale ten hałas słychać na 4, 5, 6, a nawet na 7 piętrze. Ch** nas interesuje, że Państwa syn jest chory, ja, wraz z innymi sąsiadami zrobimy wszystko, aby w trybie natychmiastowym wypowiedzieć Państwu umowę, jeżeli to się nie skończy. Ponadto od jutra, każdy hałas będzie zgłoszony na policję, ponieważ prawo mówi, że nie musi być ciszy nocnej, aby zgłosić hałasy uciążliwe. Sąsiedzi Państwa nienawidzą i oby Państwo zostali wyrzuceni – treść listu.
Taka treść listu poraża brakiem zrozumienia i empatii, ale trzeba spojrzeć na całą historię z dużym dystansem. Jest to ogromnie trudna sytuacja i nie ma tu absolutnie dobrego rozwiązania. Nie wiadomo dokładnie, z jakimi hałasami muszą zmierzyć się sąsiedzi mieszkający przez ścianę z niepełnosprawnym chłopcem, ale abstrahując od tej konkretnej historii warto zastanowić się nad położeniem obu stron.

To sytuacja bez wyjścia, jak nie będzie zrozumienia
Wielu rodziców na grupach w mediach społecznościowych zrzeszających osoby wychowujące dzieci z różnymi problemami, także deklaruje podobne problemy. Trudno utrzymać osoby niepełnosprawne w zupełnej ciszy, są często głośne, pełne ekspresji, a nie docierają do nich komunikaty takie jak: bądź ciszej, jest późno, nie krzycz. Wyrażanie emocji poprzez krzyk, śmiech czy śpiew, jest dla nich czymś zupełnie normalnym i trudno im zakneblować usta, o czym wielu sąsiadów zapewne marzy.

– Moja sąsiadka ma jakieś problem z głową. Potrafi przez pół nocy wykrzykiwać przekleństwa. Ściany cienkie, dzieci się budzą, ale co mam robić. Trzeba nauczyć się żyć z innymi, dziecko musi uczyć się tolerancji, dziś już minęły 3 lata i wiedzą, że Pani jest chora i trzeba jej wybaczyć takie słowa – napisała Marta.

– Wracam do domu z pracy i szlag mnie trafia. Drące się dziecko przez cały wieczór. Bełkot, krzyki, obrzydliwa sprawa. I nic nie można zrobić, bo przecież dzieciak chory. Jak na zebraniu się odezwałem, że problem, to matka zaczęła płakać, a ojciec krzyczał, że co on ma zrobić. Udusić dziecko, bo się drze bez powodu? Szukam mieszkania, bo te wynajmuję, więc mogę zmienić. Ale co mają zrobić ci, co mają własnościowe? Przerąbane mają i tyle – opowiada Bartek.

– W mieszkaniu obok mieszka chłopiec z ADHD. Ma też jakieś inne problemy, ale głupio zapytać co mu jest dokładnie. Wali przez cały dzień w ściany i krzyczy. W tygodniu to nas nie ma, więc pół biedy, ale w weekend mam ochotę wyć. Ani chwili spokoju, ciągle hałas i krzyki zdenerwowanych rodziców, którym widać, że brakuje już cierpliwości i siły. Gdy mam już ochotę iść i prosić, by coś zrobili z synem, myślę sobie, czy ja chciałabym usłyszeć takie uwagi od sąsiadów? I rezygnuję, bo przecież co oni mogą zrobić? – rozważa w jednym z komentarzy Paula.

Trudno sobie wyobrazić, jakie rozwiązanie byłoby najlepsze. Ludzie powinni nauczyć się żyć w symbiozie. Jest to jedyna rada, bo przecież nie pozamykamy osób niepełnosprawnych w zamkniętych osiedlach. Nie będziemy ich trzymać na uboczu, gdzie będą mogli krzyczeć, walić się w ściany i wyzywać innych. Nie o to chodzi w integracji. Nie po to tworzy się w szkołach klasy integracyjne, by dzieci uczyły się razem funkcjonować i tolerować każdą inność, by potem te dzieci i tak wypychać na margines społeczeństwa.

Ludzie, żyjący przez ścianę z hałaśliwym niepełnosprawnym mają swoje racje. Po całym dniu ciężkiej pracy mają prawo marzyć o zaciszu domowym i spokoju. Gdy jednak okazuje się, że ktoś wali im w ścianę, a w mieszkaniu pod, nad czy obok trwa nieustanna awantura, mogą niestety sięgać po tak wstydliwe środki zaradcze, jak ci rodzice, którzy napisali obraźliwe liściki. Zamiast rozmowy, zrozumienia, próby rozwiązania problemu polubownie, niektórzy wolą doniesienia, groźby i zastraszanie.

Czy w waszych miejscach zamieszkania są podobne problemy?