
Święta to czas, w którym nawet świadomi rodzice często przestają reagować na przekraczanie granic dzieci. Zmuszanie do całowania, witania się czy jedzenia w imię "rodzinnej atmosfery" wciąż bywa akceptowane. Dlaczego właśnie w święta cofamy się w rodzicielskiej świadomości i co to robi naszym dzieciom?
Świadomi rodzice nie powalają na przemoc
Święta to bardzo specyficzny czas. Przez większość roku mówimy o uważnym rodzicielstwie, granicach, emocjach dzieci i ich prawie do decydowania o sobie. Czytamy książki, słuchamy podcastów, tłumaczymy dzieciom, że "nie" znaczy "nie" i że mają prawo odmówić, jeśli jakieś zachowanie nie jest dla nich komfortowe. A potem przychodzą święta – i cofamy się o całe dekady.
Nagle normalne staje się to, na co na co dzień byśmy nie pozwolili. Mówimy i słyszymy z ust bliskich: "No przywitaj się ładnie", "Daj buziaka cioci", "Babci będzie przykro", "Zjedz jeszcze troszkę, bo się obrażę". Dziecko mówi, że nie chce i odsuwa głowę. A dorośli – zwykle nie rodzice, bo oni są świadomi, tylko starsze pokolenie – naciskają dalej. A my stoimy obok i czasami nie reagujemy, bo przecież to święta. Nikt przecież w święta nie chce kłótni i awantur.
Jako matka nie będę udawać, że zawsze jest mi łatwo przy okazji takich spotkań rodzinnych. Ja też czasem mam w sobie to napięcie i wolałabym, żeby było miło. Też słyszę w głowie głos: "Daj spokój, to tylko buziak". Tylko że to nigdy nie jest "tylko".
Bo kiedy pozwalamy, by ktoś zmuszał dzieci do bliskości, której one nie chcą, uczymy je bardzo konkretnej rzeczy: że jego granice są mniej ważne niż komfort dorosłych. Że trzeba być grzecznym kosztem swojego komfortu. Że cudze emocje są ważniejsze niż jego własne.
Nie wychowujmy posłusznych robotów
Dokładnie tego samego uczono przez lata pokolenia dziewczynek, mnie też. Że mam być miła, grzeczna, empatyczna. W efekcie leczę się z tego do dziś i do tej pory czasami łapię się na tym, że wolę poczuć się źle, niż zrobić komuś przykrość.
To samo z jedzeniem. Przez cały rok mówimy o relacji z jedzeniem, o zaufaniu do sygnałów ciała. A w święta? Zmuszamy dzieci do jedzenia, pozwalamy, żeby babcia mówiła o zjedzeniu za nią jeszcze kawałka rybki, bo inaczej będzie jej przykro. Dziecko staje się "rzeczą", która ma spełniać cudze oczekiwania.
Nie chcę wychowywać dzieci, które będą uczyć się stawiania granic dopiero w dorosłości i na terapii. Wiem, zaraz usłyszę, że daję im wchodzić sobie na głowę, że to wszechobecne "bezstresowe wychowanie".
Dobrze, wolę tak, niż potem usłyszeć od nich z żalem, że przeze mnie brakuje im asertywności. Chcę, żeby wiedziały to teraz: że mogą odmówić, że nie muszą nikogo całować, przytulać ani uszczęśliwiać kosztem siebie. Że "nie" jest pełnym zdaniem – także przy świątecznym stole.
