
Są takie dni, kiedy wszystkiego jest "za dużo". Dzieci, praca, dom, emocje innych i własne. Wszystko się kumuluje. Kiedy zmęczenie nie znika po śnie, a myśl, że nie daję rady pojawia się coraz częściej, wielu rodziców zaczyna się zwyczajnie bać, że "coś jest nie tak". To może być wypalenie rodzicielskie. Nie jest to dowód słabości – bardziej sygnał, że potrzebujesz wsparcia i odpoczynku.
Wypalenie rodzicielskie nie oznacza, że nie kochasz swojego dziecka albo że nie nadajesz się na rodzica. To stan głębokiego, długotrwałego wyczerpania psychicznego i emocjonalnego, które nie mija nawet po odpoczynku.
To moment, w którym rodzicielstwo, zamiast dawać poczucie sensu, zaczyna być jedynie obowiązkiem do odhaczenia. Pojawia się drażliwość, czasem obojętność, a bardzo często wstyd. Bo przecież inni jakoś dają radę, a ja się do niczego nie nadaję...
Skąd bierze się to wyczerpanie?
Wypalenie rodzicielskie nie pojawia się z dnia na dzień. To efekt długotrwałego przeciążenia, które narasta powoli.
Ogromną rolę odgrywa w tym presja – zarówno ta z zewnątrz, jak i własna. Społeczne oczekiwania wobec rodziców są dziś absurdalnie wysokie. Masz być cierpliwa, uważna, obecna, kreatywna, spokojna, a przy tym zadbana i najlepiej jeszcze spełniona zawodowo.
Do tego dochodzi brak realnego wsparcia. Wielu rodziców funkcjonuje w trybie ciągłej gotowości, bez możliwości oddechu dystansu do aktualnej sytuacji. Bez babci do pomocy, bez partnera, który tak naprawdę dzieli odpowiedzialność, bez tych wszystkich rzeczy, które pozwalałyby odpocząć, bez poczucia winy.
Objawy, które często bagatelizujemy
Wypalenie rodzicielskie rzadko zaczyna się spektakularnie. Częściej są to drobne sygnały, które łatwo zrzucić na coś innego.
Pojawia się chroniczne zmęczenie, które nie mija. Drażliwość, wybuchy złości, a potem poczucie winy. Pragnienie bycia samej, w ciszy. Coraz trudniej cieszyć się chwilami, które kiedyś dawały radość.
Część rodziców zaczyna funkcjonować na "autopilocie", inni odcinają się emocjonalnie, bo to jedyny sposób, by przetrwać. Tak działają nasze mechanizmy obronne.
Dlaczego tak trudno o tym mówić?
Wiele kobiet boi się przyznać do wypalenia, bo obawiają się oceny, że jest niewdzięczna, słaba albo egoistyczna. Tymczasem wypalenie nie oznacza, że relacja z dzieckiem jest zła. To przeciążenie dorosłego, który został zbyt długo bez wsparcia.
Jak sobie z tym radzić?
Pierwszym krokiem jest nazwanie tego, co się dzieje. Bez umniejszania, bez porównań. Jeśli czujesz, że jest ci za ciężko, to wystarczający powód, by się zatrzymać.
Warto poszukać realnej pomocy. Czasem będzie to rozmowa z bliską osobą, która nie doradza, tylko słucha. Czasem psycholog lub terapeuta, który pomoże zdjąć z barków część napięcia i poczucia winy. I pamiętaj, że to nie jest porażka, że nie poradziłaś sobie. To dowód na to, że jesteś osobą odpowiedzialną – za siebie i za dziecko.
Ogromnie ważne jest też przeznaczenie przestrzeni tylko dla siebie, choćby małych. I nie chodzi o to, że to ma być jakaś nagroda, ale zaspokojenie podstawowej potrzeby.
Warto też obniżyć własną poprzeczkę. Pamiętaj, że twoje dzieci nie potrzebuje idealnych rodziców. Potrzebują wystarczająco dobrych, na miarę swoich możliwości.
Wszystko z tobą jest "tak"
Wypalenie rodzicielskie nie jest osobistą porażką. Dowodem na to, że coś jest z tobą "nie tak". Jest po prostu sygnałem, że zbyt dużo od siebie wymagasz, a może tego, że odpowiedzialność za dziecko została rozłożona nierówno i zabrakło wsparcia.
Zobacz także
