Na zdjęciu mama krzyczy na dziecko. Zakrywa twarz w rękach
Cierpliwość rodzica też ma swoje granice, czasem "Ile można powtarzać" aż samo ciśnie się na usta. storyblock.com

Każdy rodzic zna te momenty, kiedy jego cierpliwość sięga zenitu. W teorii wiemy, że trzeba mówić spokojnie, jasno i konsekwentnie, ale w praktyce – przy zmęczeniu, hałasie i gonitwie codziennych obowiązków – łatwo o frustrację.

REKLAMA

Dzieci potrafią testować nasze granice jak nikt inny, dlatego zdanie "Ile razy mam powtarzać?" pojawia się w wielu domach częściej, niż byśmy tego chcieli. Problem w tym, że – jak tłumaczy na Instagramie edukatorka dobrych nawyków w rozwoju dzieci, Magda Wiechna (@wychowanie_dzieci_bez_lukru) – to jeden z najbardziej nieskutecznych komunikatów, jakie możemy do dziecka kierować. Dlaczego? 

1. Nie zawiera żadnej instrukcji

Dziecko słyszy w tym zdaniu jedynie emocje dorosłego – złość, napięcie, rozczarowanie. Ale nadal nie wie, co ma zrobić. W psychologii mówi się o takim komunikacie, że jest "pozbawiony funkcji wykonawczej". Oznacza to, że nie niesie za sobą żadnego konkretu. Nie mówi jakie zachowanie jest oczekiwane, kiedy ma nastąpić ani w jaki sposób. Maluch zostaje więc z silnym sygnałem emocjonalnym, ale bez wskazówek, jak tę sytuację naprawić.

2. Przenosi odpowiedzialność na dziecko

Choć rodzic wypowiada to zdanie, oczekując reakcji, w rzeczywistości jest to forma skargi, a nie polecenia. To trochę jakby dorosły mówił: "Zobacz, jak mnie denerwujesz". Dziecko nie dostaje informacji o tym, co ma zrobić, słyszy jedynie pretensję. A one nie uruchamiają współpracy, tylko mechanizm obronny – milczenie, unikanie, bunt albo udawanie, że się nie słyszy.

3. Zwiększa opór zamiast go zmniejszać

Gdy rodzic wypowiada to zdanie podniesionym tonem, z wyrzutem lub rozdrażnieniem, dziecko odczytuje to jako presję. A presja, szczególnie w przypadku kilkulatków i dzieci o wrażliwym układzie nerwowym, zwykle zwiększa zachowania opozycyjne. Maluch zamiast współpracować, czuje potrzebę obrony, zaczyna protestować lub reaguje krzykiem. Paradoksalnie – im bardziej rodzic naciska, tym mniejsza szansa na to, że dziecko wykona prośbę.

4. Uczy, że nie trzeba reagować od razu

Jeśli rodzic powtarza komunikat kilka razy, a reakcja dziecka następuje dopiero za którymś razem, to tworzy się mechanizm, że po pierwszym razie nie trzeba reagować. To jak odruch warunkowy – dziecko zapamiętuje, że natychmiastowa reakcja nie jest obowiązkowa. W efekcie rodzic czuje narastającą frustrację, a dziecko utrwala wzorzec zwlekania. W obu stronach rośnie napięcie, a współpraca zanika.

Jak reagować inaczej?

Magda Wiechna podkreśla, że kluczem jest po pierwsze nawiązanie odpowiedniego kontaktu z dzieckiem. Zanim wydamy polecenie, upewnijmy się, że dziecko nas słyszy i jest w stanie skupić uwagę. Warto podejść bliżej, dotknąć delikatnie ramienia, ukucnąć, złapać kontakt wzrokowy. Następnie przekazać komunikat krótko, jasno i tak, aby był wykonany krok po kroku – jedno polecenie na raz, bez lawiny słów.

Ekspertka zaleca również, by dawać dziecku chwilę na reakcję. Dla malucha "już" może nie być zbyt precyzyjne.

Dobrym narzędziem jest też opisywanie konsekwencji zamiast straszenia karami typu: "Jak nie posprzątasz, zabiorę ci gry!"

Wspólne działanie to kolejna skuteczna strategia. Proste: "Ja odkładam klocki, a ty lalki" często działa lepiej niż jakikolwiek nakaz, bo dziecko widzi dorosłego w roli partnera, nie nadzorcy.

Wychowanie to przede wszystkim budowanie relacji, opartej na wsparciu i jasnych zasadach. Za każdym razem, kiedy będziemy czuć podirytowanie, warto to sobie powtarzać. Kolejny raz i jeszcze następny.