
"Na Marszu Niepodległości nie brakuje trafnego przekazu" – napisał pan Krzysztof Bosak, komentując baner z "psieckiem". Na nim kobieta, prowadzi w wózku (dość smutnego) psa, a nad nią widnieje alarmujące hasło: "Kotki i psiecka nie zastąpią ci dziecka!". To chyba do mnie. Poczułam się wywołana do odpowiedzi, więc posłuchajcie, co myśli o tym bezdzietna z "psynkiem".
Jestem bezdzietną z "psieckiem" z plakatu narodowców
Mam 29 lat, nie mam dzieci, ale mam psa, którego ironicznie mogę nazywać psieckiem (choć wolę mówić psynek). Co prawda brakuje mi kolorowych włosów, tuneli w uszach i czerwonego pioruna wytatuowanego na twarzy, ale czuję, że i tak spełniam kryteria, które – według autorów – czynią ze mnie idealną przedstawicielkę odpowiedzialnej za spadek demograficzny w Polsce "bezdzietnej lambadziary z psieckiem".
Maja Staśko napisała, że bezdzietna kobieta, patrząc na ten plakat, może poczuć się obśmiana. Ja jednak czuję raczej rozbawienie – tym, jak bardzo pewne środowiska nie rozumieją świata, w którym żyją. I jak z zapałem wymachują zaciśniętą w piąstkę rączką, przekonane, że to właśnie "zaburzone kobiety" odpowiadają za spadek demograficzny. Wyjaśnijmy coś.
1. Pies nie zastąpi mi dziecka (i bardzo dobrze!).
Spokojnie, narodowcy, doczytajcie to zdanie do końca. Tak, macie rację – kotki i psiecka faktycznie nie zastąpią nam dziecka. I całe szczęście. Bo żadna z nas nie decyduje się na zwierzę zamiast dziecka. To nie substytut, tylko świadomy wybór.
Zarzuca się nam, że próbujemy "zrekompensować sobie" brak macierzyństwa, a pies występuję w roli emocjonalnej protezy. Tymczasem my po prostu chcemy mieć psy i koty. Bo lubimy zwierzęta. Bo chcemy się nimi opiekować. Bo dają nam radość, spokój, śmiech, a czasem sens – ale nie zamiast dziecka, tylko dla siebie.
Jeśli ktoś naprawdę uważa, że miłość i opiekuńczość można skierować tylko w kierunku biologicznego potomstwa, to... należy mu współczuć. Świat jest pełen relacji, które mają wartość – i żadna z nich nie jest mniej "prawdziwa" tylko dlatego, że w grę nie wchodzi wózek i pieluchy.
2. Przekonane do macierzyństwa, a nie chcą mieć dzieci
Naprawdę wydaje Wam się, że Polki żyją w świecie, w którym do rezygnacji z macierzyństwa najbardziej kusi ich... chęć posiadania kotka?
Może pogadajmy o prawdziwych problemach, jak groźba więzienia za aborcję, niewiarygodnie wysokie ceny mieszkań, śmieciowe umowy bez urlopu macierzyńskiego, brak miejsc w żłobkach czy przedszkolach albo żadna pomoc państwa w momencie, gdy dziecko już nam się urodzi, ale okazuje się chore czy niepełnosprawne. Panie Bosak – przecież to Pana partia wiele z tych zmian poparła. I co teraz?
Nawet nie zdajecie sobie sprawy z tego, że tym banerem uderzacie również w kobiety, które marzą o macierzyństwie, ale system nie tylko ich nie wspiera – wręcz im to uniemożliwia.
3. Ojcowie, gdzie jesteście?
Prawicowe partie wiedzą, że "normalna polska rodzina" to kobieta i mężczyzna. Tylko że w praktyce wielu ojców wciąż rzadko korzysta z urlopów – w 2023 roku tylko około 19 tysięcy mężczyzn wzięło urlop rodzicielski.
W domu obowiązki domowe i opieka nad dzieckiem wciąż w dużej mierze spoczywają na kobietach: przeciętnie po 4,2 godziny dziennie, podczas gdy mężczyźni poświęcają na to średnio 2,4 godziny. To nie brak miłości – to efekt kultury i systemu, w którym mężczyźni częściej bywają "nieobecni", a kobiety zostają z całym ciężarem.
I tu pojawia się paradoks: część kobiet chce mieć dzieci, ale z kim ma to planować? Bo gdy okazuje się, że zamiast towarzysza w wychowaniu, mają jedynie ciężar – kończą niczym samotne matki, obciążone dodatkowo partnerem-dzieckiem.
