
Czy naprawdę powinniśmy panikować z powodu malejącej liczby urodzeń? Norweski demograf Vegard Skirbekk przekonuje, że niska dzietność nie musi oznaczać katastrofy. Zamiast skupiać się wyłącznie na liczbach, powinniśmy zadbać o lepsze warunki życia, które pozwolą młodym realizować plan założenia rodziny.
Mniej dzieci to nie powód do paniki?
W Polsce od kilku lat coraz głośniej mówi się o alarmującej sytuacji dotyczącej dzietności. Według najnowszych danych tak mało dzieci nie rodziło się w naszym kraju nigdy, odkąd prowadzone są takie statystyki. Rząd od lat stara się temu przeciwdziałać, m.in. poprzez program Rodzina 500 plus (później 800 plus), jednak działania te nie przyniosły oczekiwanych efektów.
Z roku na rok rodzi się coraz mniej dzieci. Eksperci apelują o zmiany w polityce gospodarczej i ekonomicznej, które mogłyby zachęcić młodych ludzi do zakładania rodzin.
W opozycji do tych głosów stanął jednak norweski demograf i ekonomista, Vegard Skirbekk. W rozmowie z portalem money.pl przyznał, że "tym, że dziś rodzi się mniej dzieci, nie należy aż tak bardzo się przejmować" i że "to nie aż taka tragedia". Jego zdaniem niska dzietność nie zawsze musi być zjawiskiem negatywnym.
Podkreślił, że jeśli wskaźnik spada poniżej 1,6 (w Polsce w 2023 roku wynosił 1,16, a w 2024 – 1,09), należy działać w innych obszarach gospodarki.
"W takich warunkach populacja kraju nadal może rosnąć, nawet przy zerowej migracji netto, za sprawą wydłużającej się średniej długości życia. Wówczas kluczowe staje się to, czy starzenie się ludności skutkuje wzrostem wskaźników obciążenia demograficznego" – wyjaśnia.
Zdaniem Skirbekka starzejące się społeczeństwo nie musi oznaczać destabilizacji. Trzeba jednak inwestować w edukację zdrowotną, opiekę medyczną i zmiany w stylu życia, by starsze osoby dłużej pozostawały zdrowe i aktywne zawodowo. Obecnie z tym wyzwaniem dobrze radzą sobie jedynie Japonia i Korea Południowa.
Statystyki będą znane w kolejnym pokoleniu
Ekspert zwraca też uwagę, że wskaźniki, którymi dziś się posługujemy, dotyczą dzietności okresowej (total fertility rate – TFR) – czyli liczby dzieci, jakie kobieta urodziłaby, gdyby przez całe życie rodziła zgodnie z aktualnymi współczynnikami płodności. Oznacza to, że rzeczywiste skutki obecnie niskiej dzietności poznamy dopiero za pewien czas – jeśli utrzyma się ona przez całe pokolenie.
Skirbekk mówi również o tzw. pułapce niskiej dzietności – gdy współczynnik spada poniżej 1,5, trudno odwrócić trend spadkowy. Zadziała wtedy zarówno czynnik statystyczny (mniej kobiet w wieku rozrodczym w przyszłości), jak i kulturowy (model małej rodziny staje się normą).
Dodatkowo młodzi ludzie, wychowani w małych rodzinach i zmagający się z kosztami życia oraz niepewnością zawodową, rzadziej decydują się na dzieci.
Demograf jednak uspokaja, że tendencję spadkową można próbować zatrzymać. Jak mówi, "to, że rządy inwestują w poprawę dzietności – otwierając żłobki, przedszkola czy wprowadzając ulgi podatkowe – wcale nie oznacza, że marnują pieniądze".
Nawet jeśli nie zwiększają liczby urodzeń, "działania rządów mogą zmniejszać nierówności ekonomiczne w społeczeństwie, co przekłada się pozytywnie na wyniki dzieci w nauce. Ogólnie, polityka przyjazna rodzinom może być dobrą inwestycją, niezależnie od wpływu na dzietność".
Trzeba skupić się na zadbaniu o społeczeństwo
Z rozmowy ze Skirbekkiem wynika, że spadek liczby urodzeń to zjawisko złożone i nie zawsze jednoznacznie negatywne. Problem pojawia się wtedy, gdy młodzi chcą mieć dzieci, ale nie mogą, bo napotykają bariery ekonomiczne, mieszkaniowe czy społeczne. Polska, jak wskazują badania, należy właśnie do tych krajów, w których ludzie nie mają tylu dzieci, ile by chcieli.
Zamiast więc postrzegać dzietność wyłącznie przez pryzmat statystyk, warto traktować ją jako lustro kondycji społeczno-gospodarczej kraju. Niska dzietność nie musi być katastrofą, ale jest sygnałem, że młodzi dorośli nie mają wystarczającego wsparcia, by realizować swoje rodzinne plany.
Dopiero stworzenie im poczucia bezpieczeństwa – a nie same transfery finansowe – może sprawić, że decyzja o dziecku stanie się naturalnym wyborem, a nie ryzykownym krokiem.
Źródło: money.pl
