płacząca nastolatka w ciemnym pomieszczeniu
14-letnia Nina z Holandii odebrała sobie życie z powodu przemocy rówieśniczej. fot. AnnaStills/storyblocks.com

14-letnia Nina nie chciała dłużej być nękana. W pamiętniku opisała miesiące upokorzeń, wyzwisk i łez, których nikt nie zauważył. Jej historia pokazuje, jak dramatyczne skutki może mieć przemoc rówieśnicza i obojętność dorosłych – nawet w pozornie zwyczajnej rodzinie.

REKLAMA

14-letnia Nina nie chciała dłużej być nękana

W Polsce z powodu kryzysów psychicznych i przemocy rówieśniczej wciąż ogrom nastolatków odbiera sobie życie. Niektórzy nie radzą sobie z emocjami i przytłoczeniem mediami społecznościowymi, inni są obciążeni presją rówieśniczą, nękaniem, o którym nie chcą mówić opiekunom i zachowaniem dorosłych, którzy często udają, że nie widzą problemu w relacjach młodzieży.

Nie zawsze działają systemy, które mają wspierać młodych w ich problemach. Tak też było w przypadku 14-letniej Niny Sienkiewicz, która 1 kwietnia 2025 roku odebrała sobie życie. Rodzina dziewczynki mieszka w Helmond, mieście w Holandii, które jest miasteczkiem niedaleko Eindhoven.

Dziewczynka pochodziła ze zwyczajnej rodziny. Jej rodzice Sławek i Monika jeszcze przed narodzinami jej starszego o 2 lata brata wyjechali do Holandii do pracy. Tam otworzyli warsztat samochodowy, w którym obydwoje pracowali. W 2008 roku urodził się Beniamin, a w 2010 roku na świat przyszła Nina.

Rodzice do dziś nie do końca rozumieją, dlaczego ich córka zdecydowała się na taki krok i dlaczego nigdy nie wspomniała o swoich problemach. Zawsze była kochana, doceniana, mama powtarzała jej, że jest jej spełnieniem marzeń, a tata, że "zawsze odbierał od niej telefon. A kiedy czegoś mocno chciała, stawał na rzęsach, żeby jej to dać".

Niestety ten spokój był bardzo powierzchowny, bo Nina w szkole przeżywała katusze. Kiedyś raz powiedziała mamie, że ta nie wie, co to znaczy "pesten". Słowo to po holendersku oznacza "nękanie". Wspomniała o tym w rozmowie tylko raz, kiedy nie poszła do szkoły, a nauczycielka zadzwoniła tym zaniepokojona do mamy 14-latki.

Nastolatka podała 7 nazwisk sprawców

W materiale "Wirtualnej Polski", który dokładnie opisuje tragiczny przypadek dziewczynki, możemy przeczytać, że tłumaczyła się tym, że nie poszła do szkoły, bo miała słabszy dzień. Matka dziewczynki wyszła do pracy, zostawiając Ninę samą w domu, a 2 godziny później do domu z egzaminów wrócił Beniamin, 17-letni brat Niny.

Otworzył drzwi i zobaczył ciało siostry. Wezwał pogotowie, próbował ją reanimować, ale było już za późno. Nastolatka wszystko wcześniej przygotowała, zostawiła obok siebie telefon i pamiętniki, w których opisała, co nią kierowało. Ratownicy próbowali prowadzić reanimację, ale nie udało się jej uratować.

W rozmowie ze wspomnianym portalem rodzice opowiadają, w jakim byli szoku i że nic nie zwiastowało takiej tragedii. Nina od zawsze zachowywała się tak samo: była wrażliwa, delikatna i spokojna. Rodzice opisują, że kolejne godziny i dni to pasmo sprzecznych emocji: od łez i żalu, przez złość i zaprzeczenie, aż po rezygnację.

Dopiero po kilku dniach po pogrzebie mama i tata Niny zdecydowali się przeczytać jej pamiętnik, który nastolatka zostawiła obok swojego ciała. Pisała w nim o tym, że jest prześladowana, nękana, obrzucana wyzwiskami i wyśmiewana. "Wirtualna Polska" cytuje wpisy 14-latki:

"26 listopada 2024. 'Może to brzmieć dziwnie. Od miesięcy nie mogę spać. Płaczę tak mocno, że aż zabiera mi oddech. Wszystko przez ludzi, którzy ranią mnie psychicznie. Bardzo się bałam. Ja płakałam, a oni się śmiali. Wyśmiewali moją słabość, naiwność i wrażliwość. W tym momencie cała miłość, którą miałam w sobie, umarła'".
"20 marca 2025. 'Chciałam odebrać sobie życie. Miałam nadzieję, że umrę we śnie, ale spałam cały dzień, a potem się obudziłam. Nie czułam stóp'".

W kolejnym wpisie Nina wypisała 7 nazwisk osób, które "zrujnowały jej życie". Tata nastolatki poprosił w reportażu o to, by nie piętnować tych osób w mediach.

Po jej śmierci jednak rodzice skontaktowali się z kilkoma najbliższymi koleżankami Niny i dopiero wtedy dowiedzieli się, że wyzywano ją od "śmierdzieli", nazwano przekleństwami. Podobno często płakała po lekcjach, a następnie wracała do domu jak gdyby nigdy nic.

Policja i dyrekcja szkoły nie reagują

Takie sytuacje miały miejsce miesiącami, a nastolatka nigdy o żadnej nie wspomniała w domu. Po pogrzebie dziewczynki rodziców odwiedziła policja, ale nie zrobiono nic, by wyciągnąć konsekwencje – ani od sprawców prześladowania, mimo konkretnych nazwisk, ani od dyrekcji szkoły, która również nie reagowała, choć w jej murach dochodziło do różnych przykrych sytuacji.

Dziś to właśnie do policji i szkoły rodzice mają najwięcej pretensji i żalu. Dyrekcja szkoły odmówiła rozmowy "Wirtualnej Polsce". Wysłała tylko do redakcji krótkie oświadczenie oraz link do artykułu, w którym jedyny raz skomentowała sprawę.

"Z szacunku do Niny, jej rodziców i pozostałych uczniów nie komentujemy sprawy publicznie i zajmujemy się nią wewnątrz organizacji. Wierzymy, że bardzo ważne jest stworzenie bezpiecznego i pełnego wzajemnego szacunku środowiska do nauki, w którym każdy czuje się wspierany. Tak jest przez cały rok szkolny" – czytamy w przytoczonym oświadczeniu.

Dla policji sprawa jest zamknięta, bo została rozpatrzona prawidłowo i była tylko "jednym incydentem w szkole". Polskiemu portalowi komentarza udzielił natomiast Marco van Rossum, rzecznik prasowy policji z regionu Oost-Brabant.

Powiedział, że śledztwo wykazało, że Nina odebrała sobie życie. I dodał: "Po ustaleniu przyczyny śmierci dochodzenie zostało zakończone. Nie badano tła zdarzeń ani zawartości telefonu Niny z powodu braku podstaw karnych". Nikt nie podjął się dalszych działań, by zweryfikować to, co nastolatka napisała w pamiętniku.

Najgorsze jest to, że w Holandii, podobnie jak w Polsce, rówieśnicze znęcanie się nie jest wyodrębnione w Kodeksie karnym. Często władze w sytuacjach kryzysowych rozkładają ręce i nawet po dojściu do tragedii nikt nie wyciąga konsekwencji – tak jak w przypadku Niny Sienkiewicz.

W Polsce takimi sprawami zwykle zajmuje się sąd rodzinny i na szczęście częściej ktoś podejmuje się ich doprowadzenia do końca. Róża Bańka, policjantka z Ogniwa ds. Prewencji Kryminalnej Nieletnich i Patologii Komisariatu Policji III w Krakowie powiedziała "Wirtualnej Polsce":

"Gdyby podobna historia wydarzyła się w Polsce, sprawa dotycząca uporczywego nękania z pewnością znalazłaby finał w sądzie rodzinnym. Sprawdzałby on, w jaki sposób sprawcy mogli przyczynić się do targnięcia się na własne życie przez małoletnią [...] Jeśli w prowadzonym postępowaniu uzyskano dowody świadczące, że dziecko przed śmiercią było w szkole nękane, a nawet wskazało sprawców, nie wyobrażam sobie, żeby je pominąć. Takimi dowodami są pamiętnik czy nagranie głosowe".

Kampania "Ostatni dzwonek. Twoja reakcja może uratować życie"

Takich przypadków jak ten jest w Polsce i na świecie wiele. Wciąż za mało się mówi o tym, jakie konsekwencje może nieść nękanie przez rówieśników. Reportaż o tragicznej śmierci 14-latki oraz sytuacji jej rodziców jest otwarciem kampanii "Wirtualnej Polski" i fundacji MŁODE GŁOWY.

Akcja "Ostatni dzwonek. Twoja reakcja może uratować życie" miała inaugurację 10 października, czyli w Światowy Dzień Zdrowia Psychicznego. Historia Niny ma być przestrogą dla wszystkich, którzy nie reagują lub podejmują się przemocy rówieśniczej. Ambasadorami akcji są m.in. Martyna Wojciechowska, Maciej Musiał, Patrycja Kazadi i Michał Sikorski.

W ramach kampanii publikowane są materiały i reportaże dotyczące wstrząsających historii nastolatków, którzy byli ofiarami hejtu i przemocy rówieśniczej.

"To jest ostatni dzwonek, żeby zareagować. Przemoc rówieśnicza i kryzysy psychiczne dzieją się tu i teraz, każdego dnia. Na korytarzach szkolnych, na podwórkach, w sieci. Dlatego tak ważne jest słuchanie głosu młodych. Ich głos ma znaczenie. Nasza reakcja ma znaczenie. Czasem wystarczy jedno pytanie, jeden gest, żeby ktoś poczuł, iż nie jest sam. W projekcie 'MŁODE GŁOWY. Otwarcie o zdrowiu psychicznym' skupiamy się na edukacji i chcemy przeszkolić całą Polskę z Pierwszej Pomocy dla Zdrowia Psychicznego – prostych zasad, których może nauczyć się każdy. Wspieramy to również bezpłatnym i ogólnodostępnym programem profilaktycznym dla szkół, który jest dostępny na stronie mlodeglowy.pl. Dzięki wspólnej inicjatywie „Ostatni dzwonek” z Wirtualną Polską możemy dotrzeć z naszą misją jeszcze dalej" – mówiła o kampanii inicjatorka projektu MŁODE GŁOWY, Martyna Wojciechowska.

Źródło: wiadomosci.wp.pl, wirtualnemedia.pl, dlaprasy.wp.pl

Czytaj także: