
Kiedyś urodziny w przedszkolu były prawdziwym wydarzeniem – wystarczyły cukierki i wspólne śpiewanie "Sto lat". I każdy czuł, że dzień jest wyjątkowy. Dziś rodzice prześcigają się w pomysłach na upominki dla całej grupy, wydając setki złotych na drobiazgi i słodycze. Czy to jeszcze świętowanie, czy już pokaz konsumpcyjnych nawyków?
Kiedyś urodziny to było wydarzenie
Kto ma w dzisiejszych czasach dzieci w wieku przedszkolnym, ten wie, że świętowanie urodzin w placówce przestało być wyłącznie celebracją urodzin dziecka.
Za moich czasów, a do przedszkola chodziłam w latach 90., urodziny kolegi czy koleżanki z grupy były wydarzeniem (zresztą później w podstawówce podobnie).
Wtedy jubilat przynosił do placówki torbę prezentową wypchaną cukierkami – głównie były to landrynki i nieśmiertelne galaretki w czekoladzie "Wiosenne".
Dziecko częstowało rówieśników, którzy zawstydzeni składali mu życzenia i cieszyli się z 1-2 cukierków. Wtedy słodkości były mniej dostępne niż teraz, były sporo droższe, a dzieci nie zawsze dostawały wszystko, o czym zamarzyły.
Takie urodziny w przedszkolu miały więc podniosłą atmosferę, wszyscy cieszyli się ze słodyczy i wszystkim naprawdę tyle wystarczyło, żeby było uroczyście. Dziś, kiedy ktoś przynosi torbę cukierków od szkoły czy przedszkola, nawet jeśli to są jakieś wysokopółkowe pralinki, to często znaczy, że rodziców nie stać albo są wyrodni, bo się nie angażują.
Tak to odbieram jako matka. Kiedy moi synowie zanoszą cukierki z okazji urodzin, mnie dosięga presja innych matek, które kombinują, kupują, szykują prawdziwe torby podarunków dla wszystkich przedszkolaków. Czuję się z jednej strony gorsza, ale z drugiej wiem, że nie chcę uczestniczyć w tym festiwalu przepychu.
Być może to jest mój problem, który muszę przepracować, że wcale nie jestem gorszym rodzicem. Ale uważam też, że kupowanie dla całej grupy syna chińskiego plastiku, pakowanie tego razem z lizakami i innymi drobiazgami do papierowych torebek, foliowych woreczków i innych opakowań, jest po prostu przesadą.
Dziś trzeba przynieść prezenty dla wszystkich
Naprawdę uważam, że to spore przegięcie i że kiedyś, kiedy przynosiło się tylko te symboliczne cukierki, które nie były codziennością, urodziny w przedszkolu miały jakiś podniosły, magiczny wymiar. Dziś moi synowie przynoszą do domu co jakiś czas plastikowy szajs, który po chwili leży w kącie lub trzeba go wyrzucić do śmieci, bo się zepsuł.
Dla mnie to również pochwała konsumpcjonizmu, a przy tym uczenie najmłodszych jakiś dziwnych zwyczajów. Przecież kiedy kilkulatek ma urodziny, to tradycyjnie on dostaje prezenty.
Rozumiem, że wręczanie jakichś drobiazgów kolegom jest miłym zwyczajem, ale raczej wtedy, kiedy to element podziękowania, np. za podarowanie prezentu i wzięcie udziału w prywatnej imprezie urodzinowej. Kiedy dziecko przynosi takie naręcze podarunków dla rówieśników w grupie, nie wiem, jaki to ma mieć głębszy sens – za co tu dziękuje kolegom?
O tym też ostatnio był pewien wpis na Threads. "Pytanie do rodziców przedszkolaków: dlaczego z okazji urodzin waszych pociech wydajecie kilkaset złotych na niezdrowe słodycze i chiński szmelc dla dzieci z grupy? Jest to dla mnie bardzo niezrozumiałe. Za ten hajs można upiec fantastyczne ciasto i kupić wypasiony prezent dla swojego dziecka. Rozdawanie sprężynek z Temu, czy innych dupereli z tej platformy jest po prostu szkodliwe. Skąd ta chora moda?" – napisała użytkowniczka o nicku mother_.witch.
Musimy wszyscy zmienić nieco wartości
Może nie powiedziałabym, że to chora moda, ale ogólny sens tych słów trafia do mnie w 100 procentach. To kupowanie, szykowanie, wręczanie dzieciom prezentów to naprawdę spora przesada, uczenie konsumpcjonizmu i roszczeniowości. Nie rozumiem, jak to się ma do minimalizmu, któremu teraz z drugiej strony wszyscy hołdują.
Czy nie łatwiej byłoby skupić się na celebrowaniu tego dnia jakimiś działaniami? Dzieci mogłyby dla kolegi z grupy narysować rysunki, pobawić się w jego ulubione zabawy. Po co w tym wszystkim wyrzucanie pieniędzy w błoto na prezenty, które połowa kilkulatków po 10 minutach rzuci w kąt?
Nie łudźmy się – dziś dziecięca uwaga umie się zatrzymać nad czymś tylko na chwilę. Nawet najbardziej interesujące zabawki sprawdzają się na dużo krócej niż 20 lat temu. Po co jeszcze dodatkowo zachęcać dzieci do tego trwania w materializmie? Można by powiedzieć, że przedszkolne urodziny stały się dziś miniwersją tych dorosłych. Tylko gdzie w tym wszystkim miejsce na prostą, dziecięcą radość i autentyczność?
Warto może czasem się zatrzymać i przypomnieć sobie, że magia urodzin nie jest wcale związana z liczbą prezentów, lecz z atmosferą życzliwości, wspólnego śpiewania "Sto lat" i poczucia, że ten dzień jest naprawdę wyjątkowy. Chyba właśnie do takiego świętowania powinniśmy powoli wrócić – skromniejszego, ale bardziej autentycznego.
