
Niektóre sytuacje w sklepach aż proszą się o komentarz. Ale czy zawsze warto zwracać uwagę cudzym dzieciom? Pewna klientka próbowała pouczyć małą dziewczynkę jak ma się zachowywać przy stoisku z owocami i warzywami. Odpowiedź ojca była tak błyskotliwa, że pani postanowiła się już nie odzywać.
Niektórzy rodzice znają to aż za dobrze – wystarczy chwila, by ktoś obcy poczuł się w obowiązku udzielić im lekcji wychowania albo zaczął pouczać ich własne dziecko. Czy to w sklepie, na placu zabaw czy w autobusie. Czasem to wynik dobrej woli, czasem po prostu przyzwyczajenia do komentowania wszystkiego wokół. Niektórzy rodzice potrafią na takie sytuacje zareagować z pełnym opanowaniem, bez zbędnych emocji – tak, że ta druga zaczyna żałować, że się w ogóle odezwała.
Ostatnio byłam świadkiem właśnie takiej sytuacji w sklepie. Dziewczynka była z tatą na zakupach – wybierała sobie jabłka, potem jeszcze jakieś inne owoce i warzywa.
"Nie grzeb paluchami!"
Dziewczynka przed wyborem owoców i warzyw przyglądała się im uważnie – przebierała w skrzynce, delikatnie odkładała te, które jej nie pasowały.
Obok stała starsza kobieta, która nie potrafiła przejść obojętnie obok tego, co widziała. W pewnym momencie zwróciła dziecku uwagę:
"Musisz tak grzebać tymi paluchami?! Kto potem będzie chciał to kupić?"
Cóż, niektórzy nazwaliby to "grzebaniem", inni – poczuciem odpowiedzialności za to, co się kupuje.
Wokół zrobiło się cicho. Dziewczynka spuściła wzrok, a ojciec, który stał obok, odpowiedział spokojnie, z lekkim uśmiechem:
"Córka jest nauczona starannie wybierać produkty. Podobnie jak tego, że wszystkie owoce i warzywa trzeba dokładnie umyć. Tego też ją nauczyłem i tak właśnie robimy w domu." Po chwili dodał z pełnym spokojem: "A Pani nie?"
Kobieta zamarła wyraźnie zaskoczona słowami ojca, a potem tylko odwróciła wzrok i odeszła z bezcennym grymasem na twarzy – miną zaskoczenia połączoną z zakłopotaniem.
Granice, które warto znać
To jedna z tych codziennych scen, które pokazują, jak łatwo wtrącamy się w wychowanie cudzych dzieci. Czasem z troski, czasem z nawyku – ale efekt prawie zawsze bywa odwrotny od zamierzonego. Bo zamiast edukować, zawstydzamy dziecko. Zamiast uczyć kultury, pokazujemy brak taktu. Myślę, że ojciec w tej sytuacji zareagował idealnie – spokojnie, bez agresji, ale z poszanowaniem własnych granic. Obserwowała go jego córka, dla której myślę, że to też była dobra lekcja stawiania własnych granic.
Zobacz także
