
Początek przedszkola to trudny czas zarówno dla dzieci, jak i nauczycieli. Maluchy często płaczą przy rozstaniach, starsze dzieci buntują się przeciw rutynie, a rodzice narzekają na dodatkowe obowiązki. Coraz częściej to właśnie współpraca z dorosłymi okazuje się większym wyzwaniem niż adaptacja dzieci.
Początek przedszkola trudny dla dzieci i nauczycieli
Początek roku szkolnego i jego pierwsze tygodnie są trudne właściwie dla wszystkich: dzieciom ciężko jest się przestawić na szkolną/przedszkolną rutynę, rodzicom trudno ogarnąć liczbę obowiązków.
Niełatwo tez mają nauczyciele, zwłaszcza ci przedszkolni: kiedy biorą pod opiekę nową grupę dzieci, czasami adaptacja 3-latków wcale nie przebiega szybko i bezboleśnie. Nauczyciele muszą więc przytulać, uspokajać, być cierpliwi i dbać o pozytywne odczucia maluchów, które nie zawsze czują się dobrze, kiedy zostają w placówce bez rodziców.
Ze starszymi dziećmi też bywa trudno – czasami powrót do przedszkolnej rutyny bywa żmudny, a dzieci po wakacjach wcale nie chcą współpracować. Wszyscy są zmęczeni, przebodźcowani i ciężko im się wdrożyć w nową rutynę. Ostatnio spotkałam znajomą nauczycielkę, która kiedyś była wychowawczynią przedszkolną jednego z moich synów. Zapytana o odczucia w nowym roku szkolnym tylko z rezygnacją westchnęła.
Przyznała, że nie myślała, że w starszej grupie będzie tak samo trudno, jak w maluszkach. Opowiedziała, że rok temu, kiedy wzięła wychowawstwo w grupie 3-latków, było ciężko, bo dzieciaczki bardzo płakały przez pierwszy miesiąc. Teraz w 4-latkach wcale po wakacjach nie jest łatwiej.
Dzieci odzwyczajone od rutyny znowu płaczą przy rozstaniach z rodzicami i poranki bywają trudne. Natomiast powiedziała też, że w tym roku jest jedna rzecz, która boli ją jeszcze bardziej, a mianowicie – współpraca z rodzicami.
Rodzice mają pretensje o zaangażowanie
Nauczycielki mają na Messengerze założoną grupę, na której z rodzicami wymieniają się ważnymi ogłoszeniami i informacjami. Ostatnio poprosiły rodziców o przyniesienie do przedszkola darów jesieni. Zależało im na tym, żeby rodzice wzięli dzieci na spacer do parku, zebrali wspólnie kasztany, kolorowe liście, żołędzie i jarzębinę.
To wszystko miało być ozdobą w kąciku przyrodniczym w sali. Znajoma nauczycielka napisała tę prośbę na Messengerze, a jeszcze tego samego dnia wieczorem dostała kilka bezczelnych odpowiedzi. Ktoś zaczął się podśmiewać, że szkoda, że nie jak w memach: wiadomość nie pojawiła się o 23:00. Inna mama z niechęcią zapytała, czy nie można kupić dyni albo cukinii w sklepie, bo ona nie ma czasu na spacery po parkach.
Więcej wiadomości się nie pojawiło, ale po rodzicach, którzy przychodzili po dzieci w kolejne dni do przedszkola, było widać, że nie są zbyt chętni na przynoszenie darów jesieni. Tak jakby nauczycielki robiły rodzicom na złość, dokładając im zadań. Choć tak naprawdę – jak powiedziała mi w rozmowie nauczycielka – chodziło jej głównie o to, by dzieci spędziły z rodzicami fajny, miły czas i znalazły przestrzeń na rozmowę o obecnej porze roku.
Jedna z mam, przynosząc kasztany, zapytała, dlaczego wychowawczyni podczas spaceru w ciągu dnia w przedszkolu nie poszła z dziećmi po te liście i żołędzie. Znajoma przyznała, że ciężko jej było powiedzieć, że to wcale nie chodzi o te jesienne dary, tylko bardziej o doświadczenia i dbanie rodziców o relację z dziećmi. Dziś rodzice w ogóle nie mają czasu na takie proste aktywności i spędzanie wspólnego czasu.
Można odnieść wrażenie, że to właśnie ten brak wspólnego czasu, a nie kasztany czy liście, jest prawdziwym problemem. A przecież to właśnie takie drobne chwile, jak spacer po parku i rozmowa z dzieckiem, budują więź, której nie zastąpi żadna kupiona dynia.
