
Terapia mowy to nie magiczna tabletka, lecz proces przypominający obieranie cebuli – warstwa po warstwie. Logopedki Agata Tudek i Anna Siarkiewicz podkreślają: bez zaangażowania rodziców efekty mogą być dużo wolniejsze albo i trudno zauważalne. Opowiadają też, jak w sieci młodzi terapeuci zamiast wsparcia dostają komentarze: "To podstawowa wiedza, jak możesz tego nie wiedzieć?". Co naprawdę decyduje o sukcesie terapii i dlaczego rywalizacja nie pomaga?
Jako matki uwielbiamy sobie nawzajem wypominać błędy w wychowaniu. Pod osłoną fałszywej troski dogryzamy sobie na temat żywienia, opieki i wszelkich wyborów rodzicielskich. Ostatnio na ten temat rozmawiałam też z logopedkami z Centrum Logopedii Balonik, Agatą Tudek i Anną Siarkiewicz, które przyznały, że podobne zjawisko ma miejsce w ich branży.
Postanowiłyśmy o tym dłużej porozmawiać i spróbować rozgryźć, skąd w specjalistach do spraw dzieci wzięła potrzeba "dogryzania" kolegom po fachu i jak takie przepychanki mają się do terapii logopedycznej i pomagania maluchom i ich rodzicom.
Martyna Pstrąg-Jaworska: Czy logopedzi to środowisko, które lubi sobie nawzajem "wbijać szpileczki"?
Agata Tudek: Tak, zdecydowanie to widać, szczególnie na grupach internetowych np. na Facebooku, które mają zrzeszać logopedów. Tam kiedy zapyta się o coś związanego z wątpliwościami przy terapii, zamiast porady czy pomocy "kolegów po fachu", otrzymuje się sarkastyczne pytanie: "Jak możesz tego nie wiedzieć jako logopeda?". To trudne dla młodych specjalistów.
Anna Siarkiewicz: Kiedyś same korzystałyśmy z takich grup, licząc, że będzie można skonsultować się tam z jakimś innym ekspertem. Teraz już nie jestem w żadnej z takich grup właśnie z powodu atmosfery tam panującej.
To znaczy, że eksperci, którzy mają wspierać dzieci w rozwoju mowy, raczej nie umieją wspierać siebie wzajemnie?
A.T.: Tam ciężko znaleźć wsparcie. Mam poczucie, że w sieci w takich grupach dedykowanych specjaliści nie starają się sobie pomagać i się wspierać, tylko szukają okazji do wbicia szpileczki.
Młodzi logopedzi po studiach, którzy mają motywację i ambicje do pracy, nagle tam zderzają się z doświadczonymi kolegami ze swojej dziedziny, którzy piszą tylko ze zdziwieniem, że "to jest podstawowa wiedza, którą powinien mieć każdy logopeda".
Słysząc takie słowa odechciewa się konsultowania, a wtedy wielu logopedów zostaje sam na sam z kilkulatkiem w terapii, któremu nie zawsze wie od początku jak pomóc. Takie sytuacje są trudne również dla rodzica.
Kiedy rodzic idzie do specjalisty z dzieckiem, idzie tam z wiarą, że ten ktoś im pomoże. Tymczasem często na wejściu słyszy: "Z kim pani to wcześniej konsultowała? Dziecko było źle leczone/prowadzone w terapii".
A.T.: Moim zdaniem to jest też związane z doświadczeniem w zawodzie. Na początku drogi, kiedy logopeda zaczyna pracować z dzieckiem, czasami jest taka pokusa, żeby wytknąć czyjeś błędy.
To taki sposób na dowartościowanie się, pokazanie, że wie się lepiej, choć się jest nowicjuszem w zawodzie. Im dłużej pracuje się w gabinecie z dziećmi, tym takiej pokusy jest coraz mniej, bo w głównej mierze ten zawód polega na tym, żeby po prostu pomóc dziecku.
A.S.: Jest tak, że im dłużej pracuje się w terapii z dziećmi, tym bardziej do nas specjalistów dociera, że mamy do czynienia z indywidualnym problemem. Każda sytuacja, każde dziecko i jego trudności rozwojowe są nieco inne. A czasami jest też tak, że rodzice sami przychodzą z maluchem i mówią, że z poprzednim logopedą był jakiś problem i chcieliby zmienić na kogoś innego.
A w takich sytuacjach nie staje się trochę z przekory w opozycji poprzednika i stara się być lepszym od niego?
A.S.: Czasami bardziej chodzi o to, że to rodzic z danym specjalistą nie czuje nici porozumienia, a nie że sam ekspert pracował z dzieckiem nieprawidłowo. Mnie się czasami zapala lampka, kiedy rodzic od wejścia na pierwszej wizycie krytykuje poprzedniego logopedę, który prowadził terapię dziecka.
Czy to nie chodzi też o tę zasadę konkurencyjności? Że w jakiejś lokalnej społeczności (mieście, dzielnicy) logopedzi nie są sobie przychylni, bo wiedzą, że inni specjaliści mogą im "zabrać" pacjentów?
A.T.: Ja mam poczucie, że jednak tej zawiści i braku przychylności więcej jest w sieci. Moje doświadczenia są takie, że w lokalnym środowisku to jednak specjaliści jakoś się starają wspierać. Znając się, polecamy się nawzajem pacjentom, ale też odsyłamy dzieci z rodzicami np. do neurologopedy czy laryngologa po pierwszej konsultacji.
A.S.: Ja lubię to, że w takim realnym życiu specjaliści się wspierają. Bo kiedy przychodzi do nas rodzic z dzieckiem, ciężko jest ich odesłać całkiem bez żadnej pomocy. Jeśli problem nie jest logopedyczny, to przynajmniej staramy się wskazać, do jakiego specjalisty warto byłoby się udać z dzieckiem po diagnozę.
Z tego wynika, że – tak jak w przypadku tych rozmów o matkach – ten hejt najbardziej widać w środowisku, które się kompletnie ze sobą w życiu realnym nie zna. Najłatwiej skomentować kogoś negatywnie na podstawie jednej sytuacji spisanej w mediach społecznościowych.
A jak w tym wszystkim mają odnaleźć się rodzice? Jak szukać dobrego specjalisty, który będzie umiał pracować z dzieckiem?
A.S.: Dobrze, jest trafiać z poleceń. Same korzystamy z porad znajomych czy opinii np. na portalach lekarskich, dotyczących różnych specjalistów dziecięcych.
Kiedy do mnie przychodzi rodzic z dzieckiem, zawsze staram się pomóc, nawet wtedy, kiedy na początku nie czujemy wspólnej energii. Czasami zdarza się, że ten brak porozumienia wynika z postawy rodzica. Wtedy może być i tak, że ja również jemu się nie spodobam i zrezygnuje, żeby dalej szukać pomocy gdzie indziej.
Czyli kluczem do efektów w terapii wcale nie jest logopeda?
A.S.: On jest bardzo ważny, jego wiedza i doświadczenie są niezbędne do prowadzenia dziecka. Ale kluczowa w postępach jest postawa rodzica.
Bo terapia to głównie praca rodzica, a w dzisiejszych czasach wielu by chciało, żeby dziecko pozostawione w gabinecie logopedy, po wyjściu z niego nagle przestało mieć problemy z rozwojem mowy. Dziś chcemy szybkich i łatwych rozwiązań, a terapia logopedyczna czasami trwa i wymaga zaangażowania. Tego nie wyleczymy magiczną tabletką.
A.T.: Często ten brak efektów czy brak zadowolenia z poprzedniego specjalisty wynika u rodzica z jego podejścia do terapii i jego własnych frustracji. Bo terapię można porównać do cebuli.
Terapia jest jak cebula?
A.T.: Tak. Cebula, w której pierwsze warstwy to praca terapeuty, kolejne to praca wykonana w szkole/przedszkolu, a w samym środku tej terapii jest dziecko i rodzic, który musi wspierać, wierzyć w efekty i pracować systematycznie z pociechą.
Rodzic to rdzeń terapii logopedycznej, ale i w ogóle osoba, która jest dowodzącym w rozwoju dziecka. Musi się zaagnażować, bo terapia wymaga regularności, ale praca z dzieckiem musi być też kreatywna, by zachęcić pociechę do tych ćwiczeń.
To ogromna praca, wiem po swoich dzieciach. Czasami też ciężko wziąć na siebie tę odpowiedzialność i przyznać, że nie zawsze się chce i znajduje się na to przestrzeń.
A.T.: Bo rodzicom często się wydaje, że jeśli dziecko chodzi na terapię, to cała praca odbędzie się w gabinecie, za zamkniętymi drzwiami. A tak naprawdę centrum powinna być praca dziecka w domu z rodzicem.
Najlepsze efekty są wtedy, kiedy rodzic rozumie, że to na nim spoczywa odpowiedzialność. Czasami w przypadku tych rodziców, którzy szukają winy w poprzednich terapeutach wynika właśnie z tego, że oni sami nie chcą wziąć na siebie tej odpowiedzialności.
A.S.: My pracujemy w prywatnym gabinecie, więc kiedy dziecko zaczyna terapię, to rodzic podpisuje umowę, w której jest zaznaczone, że zobowiązuje się do regularnej pracy w domu z dzieckiem.
A co najbardziej pomaga w terapii?
A.S.: My zwykle próbujemy motywować dzieci i rodziców do pracy w domu za pomocą zabaw i gier, w które wplatane są ćwiczenia. Jeśli ktoś chce zrezygnować z terapii to zawsze jest ryzyko, że dziecko już nigdzie nie podejmie terapii. W takiej sytuacji nam, jako specjalistom najbardziej szkoda tego, że dziecko zostanie samo ze swoimi dotychczasowymi trudnościami, które z biegiem czasu mogą się nawarstwiać. Dlatego staramy się pomóc na różny sposób.
A.T.: Plan działania ze studiów w połączeniu z prawdziwymi, realnymi problemami pacjentów to dwie różne historie. Dzieci mają w sobie różne emocje, wiele doświadczeń za sobą, bywają zmęczone, przebodźcowane i nie są przecież zawieszone w próżni.
Czyli najbardziej pomaga ze strony logopedy elastyczność i zrozumienie.
A.T.: Tak. Wierzę też, że jednym z kluczy jest zeszyt, w którym pracujemy z dzieckiem i który jest naszym łącznikiem między dzieckiem, nami i rodzicem. Bo dzięki treściom, które zapisujemy w nim na zajęciach, mamy możliwość kontaktu z rodzicem. Potem, gdy przegląda go w domu, wie, jakie zabawy mogą wesprzeć pracę z dzieckiem i pomóc mu się zaangażować.
Co byście chciały powiedzieć młodym logopedom, którzy dopiero zaczynają i mogą czuć się przytłoczeni krytyką środowiska?
A.S.: Trzeba pamiętać, że to praca z dzieckiem jest najważniejsza i w razie wątpliwości, lepiej szukać wsparcia innych logopedów do konsultacji w lokalnej społeczności.
W sieci jako młode logopedki spotkałyśmy się z takimi komentarzami ekspertów, że naprawdę czasami lepiej byłoby nie usłyszeć na swoje pytanie żadnej odpowiedzi. No i trzeba ufać swoim umiejętnościom, bo z czasem, gdy nabiera się doświadczenia, dużo łatwiej prowadzić terapie i pomagać dzieciom.
Jakie jedno zdanie wsparcia skierowałybyście dziś do rodziców, którzy właśnie rozpoczynają terapię logopedyczną ze swoim dzieckiem?
A.T.: Żeby się nie poddawali i brali odpowiedzialność za terapię. Bo kiedy rodzic się angażuje, dużo łatwiej i szybciej przychodzą też widoczne efekty. Odpowiedzialność wcale nie oznacza siadania przy stoliku i mechanicznych ćwiczeń, tylko wplatanie ćwiczeń w rutynę dnia, nawet w aucie. Trzeba powiedzieć, że odpowiedzialność to też uważność i bycie obecnym przy dziecku w terapii.
Chodzi o pracę z kreatywnością i wyrozumiałością do tego, że wszyscy mamy całe dni pełne obowiązków. Jeśli jednak jesteśmy obecni i uważni, to zawsze jest łatwiej. Największą siłą terapii nie jest rywalizacja między specjalistami, ale współpraca – logopedy, rodzica i dziecka.
Zamiast "wbijania szpilek" potrzebna jest wzajemna życzliwość, bo to ona przekłada się na efekty pracy z maluchem. Rodzice, którzy angażują się w proces, stają się kluczowym ogniwem wspierającym rozwój dziecka. A logopedzi, otwierając się na empatię i zrozumienie, mogą nie tylko leczyć mowę, ale też budować poczucie bezpieczeństwa i zaufania.
