
Dziś wszystkie szkoły korzystają z e-dzienników, a rodzice mają dostęp do informacji o dzieciach w czasie rzeczywistym. Choć aplikacje takie jak Librus czy VULCAN miały ułatwiać komunikację, coraz częściej stają się źródłem stresu. Powiadomienia przychodzą szybciej, niż dziecko wraca do domu, odbierając rodzicom i dzieciom spokój i wolność.
Dziś wszystkie szkoły mają e-dzienniki
Mój syn jest dopiero uczniem pierwszej klasy szkoły podstawowej, więc jako rodzic ucznia dopiero nabieram doświadczenia. Widzę już jednak po niecałym miesiącu nauki, jak wiele zmieniło się w szkołach od czasu, kiedy ja sama byłam uczennicą. Zresztą podobne przemyślenia ma wiele moich znajomych, którzy już od dłuższego czasu mają dzieci w szkołach.
Za moich czasów funkcjonowały papierowe dzienniki, w których nauczyciele musieli uzupełniać rubryczki, a informacje o szkolnym życiu były wywieszane na wydrukowanych kartkach w szkolnej gablocie i na tablicy informacyjnej tuż przy wejściu do placówki.
Od tego czasu nastąpił jednak przełom technologiczny – od wielu lat w szkołach funkcjonują e-dzienniki. W aplikacji każdy uczeń ma indywidualne konto, do którego dostęp mają rodzice. Tam są oceny, plan lekcji, informacje od nauczycieli i dyrekcji, a także nieobecności (które rodzic może szybko usprawiedliwić) czy panel wiadomości do pedagogów.
Niezależnie od nazwy aplikacji – Librus, VULCAN czy jeszcze jakaś inna – wszystkie e-dzienniki działają na podobnej zasadzie. Zanim jeszcze dobrze uczeń skończy lekcje, rodzic (jeśli ma na telefonie aplikację, a nie loguje się na komputerze do e-dziennika) już dokładnie wie, jakie danego dnia dziecko dostało oceny, czy przypadkiem nie poszło na wagary i kiedy będzie kolejna wywiadówka.
Dziś rodzice wiedzą wszystko od razu
Te wywiadówki to oddzielna historia i w sumie w dobie cyfryzacji szkolnego systemu coraz mniej potrzebna – rodzice i tak wszystkie informacje dotyczące postępów dziecka w nauce mają w aplikacji. Widzę po znajomych, że wielu rodziców ma problem z nimi. Bo z jednej strony nie chcą inwigilować dziecka na każdym kroku, ale z drugiej strony dostają ciągłe powiadomienia.
Dobrym sposobem na zdrowy stosunek do e-dziennika jest wprowadzanie zasad w korzystaniu z niego. Choć uważam też, że kluczem do sukcesu jest współpraca z nauczycielem. My jako rodzice możemy wchodzić do aplikacji raz dziennie, np. wieczorem, żeby zobaczyć, jakie informacje zostały opublikowane danego dnia w szkolnym systemie.
To wymaga jednak dyscypliny, wyłączenia wszelkich powiadomień w smartfonie albo w ogóle korzystanie z e-dziennika na komputerze. Z drugiej strony nauczyciele również mogliby korzystać z niego raz dziennie i tylko wtedy uzupełniać informacje o ocenach, wysyłać wiadomości rodzicom itp.
Teraz bywa tak, że pedagodzy wpisują do systemu oceny o 22:00 czy o 7:00 i rodzice wciąż denerwują się pikającymi powiadomieniami i nie umieją oprzeć się pokusie sprawdzenia ich.
Jesteśmy więźniami technologii
E-dziennik miał ułatwić rodzicom i szkole komunikację i współpracę, a tymczasem ci piersi stali się wręcz jego zakładnikami. No i to też zabieranie wolności – bo kiedyś o złych ocenach czasami rodzice się nie dowiadywali.
Zanim doszło do wywiadówki, często już uczniowi się ocenę udało poprawić i nie było problemu. Dziś jeszcze dziecko dobrze ze szkoły nie wróci, a rodzic już wie. Paradoks polega na tym, że to narzędzie, które miało ułatwiać współpracę, a coraz częściej odbiera wolność i spokój.
Bo zamiast rozmawiać z dzieckiem o tym, jak mu minął dzień, zaczynamy od pytania: "A co to za uwaga w Librusie?".
