klasa lekcyjna w szkole z krzyżem na ścianie
Ojciec Gużyński zauważył, że ani rząd, ani Kościół nie kierują się dobrem dzieci w sporze o edukację zdrowotną. fot. Mateusz Skwarczek / Agencja Wyborcza.pl

Edukacja zdrowotna od września 2025 roku zastąpiła w szkole WDŻ, ale zamiast spokojnego startu stała się elementem politycznej wojny. Kościół i prawica apelują o wypisywanie uczniów z przedmiotu, rząd i MEN przekonują o wartości lekcji. W efekcie najmniej liczy się dobro dzieci, a najwięcej polityczne interesy.

REKLAMA

W szkołach od września 2025 pojawił się nowy przedmiot, który zastąpił Wychowanie do życia w rodzinie. Od czasu ogłoszenia przez Ministerstwo Edukacji Narodowej planowanej zmiany, wokół edukacji zdrowotnej trwa medialna burza.

Edukacja zdrowotna przedmiotem politycznej gry

Środowiska prawicowe i kościelne są przeciwne lekcjom o zdrowiu w szkołach i apelują do rodziców, by wypisywali dzieci i młodzież z nieobowiązkowego przedmiotu. Swoje stanowisko argumentują tym, że lekcje mają demoralizować uczniów, namawiać ich do wyznawania ideologii LGBT i sek@#$%zować.

MEN, na czele z Barbarą Nowacką, jest zdania, że przeciwnikami edukacji zdrowotnej są zwykle ci, którzy nie zapoznali się z programem nauczania przedmiotu. Ostatnio szefowa resortu przyznała, że nie wierzy, że ktoś mógłby namawiać do rezygnacji z przedmiotu i świadomego krzywdzenia uczniów poprzez zakaz dostępu do wiedzy.

Problem z nowym przedmiotem jest jednak taki, że stał się przedmiotem potyczek i przepychanek między wrogimi obozami politycznymi. Rząd namawia do zapisywania dzieci i młodzieży na lekcje, bo założenie jest takie, że będą się uczyć tam o ważnych zagadnieniach dotyczących współczesnych problemów nastolatków (hejt, profilaktyka uzależnień, dbanie o zdrowie psychiczne).

Opozycja wciąż powtarza hasła o demoralizacji i odejściu od chrześcijańskich wartości. Sama Konferencja Episkopatu Polski wystosowała do wiernych list, który został odczytany w kościołach podczas niedzielnej mszy. Duchowni nawoływali do rezygnacji z przedmiotu, bo uczniowie będą na nich "poddawani erotyzacji".

Ksiądz zauważa, że wszyscy zapomnieli o dobru dzieci

O podejście księży do edukacji zdrowotnej postanowił duchownych zapytać też "Fakt". W rozmowie z ojcem Pawłem Gużyńskim, dominikaninem, kaznodzieją i rekolekcjonistą zapytano o to, skąd tak ogromny sprzeciw Kościoła wobec lekcji dotyczących szeroko pojętego zdrowia.

– Gdy episkopat się zorientował, że jest "zamach" na drugą lekcję religii, to przyjął takie, a nie inne założenia, jeżeli chodzi o ustosunkowanie się do tego przedmiotu. Tu nie ma kwestii merytorycznej. Ja czytałem podstawę programową do edukacji zdrowotnej i tam sprawy związane z seksualnością w stosunku do całego programu są marginalne – powiedział o. Gużyński.

Dodał również, że jest zdania, że lekcje stały się przypadkowo elementem sporu, który jest "polityczną grą". Tak bowiem księża odgrywają się na resorcie edukacji za brak porozumienia w sprawie dwóch lekcji religii.

Gużyński dodał: – Tutaj wbrew pozorom najmniej istotne jest to, co podnoszą obie strony, a mianowicie dobro dzieci. Jedni mówią, że to dobro polega na tym, żeby były dobrze wyedukowane, miały wiedzę w aspekcie swojego zdrowia, a druga strona walczy o dobro dzieci, żeby nie były sek#$%^wane. A prawda jest taka, że żadnej ze stron nie chodzi o dobro dzieci, tylko prowadzą swoją grę polityczną.

Niestety "przepychanki" władzy i Kościoła odbywają się kosztem dobra uczniów, którym przedmiot związany ze współczesnymi problemami młodzieży przydałby się w szkole bez dwóch zdań. Tymczasem m.in. z powodu tego sporu wielu uczniów faktycznie wypisuje się z lekcji edukacji zdrowotnej.

Źródło: kobieta.wp.pl, fakt.pl

Czytaj także: