dzieci na świetlicy
Młodsi uczniowie na świetlicy powinni mieć możliwość zabawy. fot. MAREK LASYK/REPORTER
REKLAMA

Wielu rodziców narzeka, że szkolne świetlice są mocno przepełnione. Brakuje sal, ale i opiekunów, przez co po kilkadziesiąt dzieciaków gnieździ się w niewielkich klasach. Jest hałas i chaos, ciężko się uczyć, odrobić lekcje, poczytać, a nawet się pobawić. Panie nawet nie podejmują prób prowadzenia jakichś zajęć.

Zbyt dużo dzieci

– Świetlica to przechowalnia, która tylko szkodzi uczniom. Syn ciągle narzeka na ból głowy, a ja nie mam go jak wcześniej odebrać. Lubi tylko piątki, bo są bajki i dzięki temu jest trochę spokojniej – narzeka mama 9-letniego Stasia.

Ci, którzy nie chcą, by dziecko samo siedziało w domu, mówią wprost o lenistwie innych rodziców. Każdego roku wysuwają podobny argument: – Tak naprawdę świetlice są udogodnieniem dla rodzin, w których obydwoje rodzice pracują. Tymczasem ci, którzy mogliby zapewnić dzieciakom opiekę, np. mama jest w domu z niemowlakiem lub tata pracuje zdalnie, wcale nie chcą, by dziecko wcześniej wróciło do domu – skarży się mama 8-letniej Hani i dodaje: – Córka mówi, że jej koledzy dzwonią po rodziców, gdy im się znudzi siedzenie na świetlicy. Wtedy wracają do domu. Jakby to był plac zabaw.

To wina rodziców?

Dyrektorzy rozkładają ręce i starają się, jak mogą pomieścić wszystkie dzieci, ale to nie takie proste. – Ja w czwartej klasie sama wychodziłam z domu, zmykałam drzwi i potem z kluczem na szyi wracałam. Teraz rodzice się boją i taki uczeń siedzi do 17:00-18:00 w szkole, czeka, aż ktoś go odbierze. Zobaczymy, czy sama jako mama za rok będę miała na to odwagę. Jednak warunki panujące w świetlicach są niekorzystne dla dzieci. Niby są klocki, książki i gry. Wydawało mi się, że po tylu godzinach zabawy córka powinna wracać wypoczęta, a jest padnięta i nie ma siły na naukę – mówi mi mama 9-letniej Justyny.

 – Świetlica była dla nas oczywistym wyborem, ale minął wrzesień i syn nie chce tam zostawać. Narzeka na to, że jest zbyt głośno i dzieci są niegrzeczne, jakby pani nie panowała nad nikim. Nie ma miejsca, by pograć czy porysować. Nie wiem, czemu ma to służyć? Jestem przekonana, że gdyby rodzice, którzy są w domu, odbierali dzieci, na pewno by to rozluźniło sale. Od razu warunki by się poprawiły – dodaje mama 7-letniego Ignacego.

A jak wygląda sytuacja w świetlicach szkolnych u waszych dzieci?

Czytaj także: