smutna kobieta
Nie każda rodzina musi przetrwać. Ale każda powinna być prawdziwa. fot. Pixabay.com

"Mówili, że zostali razem dla nas. Że dzieci lepiej wychowują się w pełnej rodzinie, że 'to dla waszego dobra'. Tyle że nikt nas nie zapytał, czy wychowywanie się w domu pełnym cichej nienawiści naprawdę było tym, czego potrzebowaliśmy". Przeczytajcie poruszający list od Agaty.

REKLAMA

Miłość się skończyła. Ale teatr trwał dalej

"Pamiętam, jak miałam może siedem lat, kiedy zrozumiałam, że coś w naszym domu jest nie tak. Nie było dramatycznych kłótni, nie było rzucania talerzami ani spakowanych walizek. Była za to cisza. Długa, ciężka jak kamień cisza przy kolacji.

Były spojrzenia, które omijały się jak dwa statki we mgle. I były uśmiechy – te fałszywe, publiczne, jakby ktoś włączył program rodzinny w telewizji.

Rodzice nigdy nie powiedzieli, że się nie kochają. Ale nie musieli. Dziecko wyczuje wszystko – ton głosu, spięcie ciała, odstępy między dłońmi. I zapamięta ten chłód na zawsze.

Rodzina jak z obrazka. Tyle że ze szkła

Na zdjęciach jesteśmy uśmiechnięci. Wigilia, ferie, wakacje. Pamiętam jak dziś Dzień Matki. Ojciec podaje ciasto, matka poprawia mi włosy. Patrzysz i myślisz: ideał. A ja pamiętam, że godzinę wcześniej matka płakała w łazience, a ojciec przez trzy dni się do niej nie odzywał, bo 'znów zrobiła mu scenę'.

Rodzina jak z katalogu. Tyle że w środku pęknięta, sklejana ciszą, udawaniem i lękiem przed tym, co by było, gdyby jednak się rozpadła.

"Zostaliśmy razem dla dzieci" – brzmi jak wymówka, nie dowód miłości

Po latach usłyszałam te słowa: 'Myśmy się poświęcili, zostaliśmy razem dla was'. I poczułam, że coś we mnie pęka. Bo wcale nie chciałam, żeby zostawali razem. Chciałam, żeby byli szczęśliwi. Albo chociaż prawdziwi.

Zostali razem dla naszego dobra, ale nigdy nie zapytali nas, co tym dobrem jest. Bo może dom pełen napięcia, cichych dni, biernej agresji i wiecznego poczucia winy nie był wcale lepszy niż rozwód.

Może rozwód byłby uczciwszy. Może mniej bolałoby życie w dwóch domach niż w jednym, który był zbudowany z milczenia i obojętności.

Dzieci nie chcą perfekcji. Chcą prawdy

Dziecko nie potrzebuje idealnych rodziców. Potrzebuje rodziców, którzy potrafią powiedzieć: 'nie umiemy być razem, ale umiemy być dobrzy dla ciebie'. Potrzebuje dorosłych, którzy nie wciągają go w swoje napięcia, nie robią z niego zakładnika związku, który się dawno wypalił.

A my byliśmy tymi zakładnikami. Udawaliśmy normalność, stąpaliśmy ostrożnie, by nie wywołać kłótni. Dzieci w takich domach uczą się tłumić emocje, przeczuwają konflikty, zanim się wydarzą, biorą na siebie odpowiedzialność za atmosferę w pokoju.

Ja tak właśnie dorastałam – jak mediator, nie dziecko.

W dorosłości trzeba rozbroić miny z dzieciństwa

Kiedy zakładasz własną rodzinę, te wzorce wchodzą z tobą do domu. Ja przez długi czas nie umiałam rozmawiać o emocjach. Gdy mój partner milczał – zamierałam. Gdy się złościł – płakałam z lęku, że zostanie, ale już mnie nie będzie kochał. Znałam przecież doskonale ten scenariusz.

Terapia pomogła mi zrozumieć, że nie jestem winna temu, że rodzice się nie kochali. Ale też nauczyła mnie jednego – że fałszywa jedność boli bardziej niż uczciwa rozłąka. Bo dziecko, które rośnie w cieniu milczącej pary, uczy się, że miłość to poświęcenie, cierpienie i udawanie. I potem nosi ten schemat przez życie jak przeklęty plecak.

Nie piszę tego po to, by oceniać rodziców. Może bali się samotności, może nie umieli inaczej. Ale wiem jedno – dziś, jako dorosła osoba, nie kupuję już narracji 'zostaliśmy razem dla dzieci'. Bo czasem to nie dzieci są powodem – tylko pretekstem.

Dzieci zasługują na dom, w którym mogą oddychać. A jeśli taki dom trzeba zbudować osobno – niech będzie osobno. Byle był szczery".

(Imiona bohaterów zostały zmienione).

Napisz do mnie na maila: anna.borkowska@mamadu.pl
Czytaj także: