Kto wierzy, że teściowa pokocha jak córkę, ten wierzy w jednorożce
Kto wierzy, że teściowa pokocha jak córkę, ten wierzy w jednorożce Fot. Pexels

"Dla mojej teściowej zawsze będę tylko 'żoną jej syna', nigdy 'jej córką'. Ona córkę już ma – z krwi, z historii, z całym pakietem wspólnych wspomnień, których ja nigdy nie nadrobię. Mogę gotować jej rosół jak z babcinego przepisu, a i tak usłyszę, że u córki smakuje lepiej" – napisała do nas Ewa.

REKLAMA

W hierarchii zawsze będę na drugim miejscu

"Rodzina to nie jest płaska struktura, tylko wielopoziomowa piramida, w której miejsce przy szczycie jest zarezerwowane tylko dla 'wybranych'.

Na samej górze jest oczywiście córka. Potem długo, długo nic, a potem synowa, gdzieś obok dalekiej ciotki i sąsiadki od pożyczania wałka do ciasta.

To nie jest tak, że teściowa jest w stosunku do mnie nieprzyjazna. Wręcz przeciwnie – uśmiecha się, pyta, czy nie potrzebuję pomocy. Ale jest w tym coś, co trudno nazwać – ta świadomość, że w jej świecie ja jestem 'przyjezdna', jestem kimś 'na przepustce'.

I choćbym była najbardziej oddaną żoną jej syna, to nie daje mi awansu w tej rodzinnej hierarchii.

Dzieci córki są 'nasze', dzieci syna są 'od baby'

Moje dzieci biegają po jej domu, śmieją się, bawią, chcą się przytulić. A ja widzę, że choć jest dla nich miła, coś w jej spojrzeniu zostaje zachowane dla 'tych prawdziwych wnuków' – dzieci jej córki.

Tamte przychodzą bez uprzedzenia, otwierają lodówkę, dostają najlepsze kąski. Moje dostają słodycze po obiedzie, ale w taki sposób, że czuć, iż to gest gościnności, a nie odruch serca.

Wiem, że to nie jest zła wola – to biologia i emocje. Ale człowiekowi i tak robi się gorzko, kiedy widzi, że własne dzieci są trochę 'na doczepkę' w tej rodzinnej opowieści.

Kuchenne pole minowe

Gotowanie w domu teściowej to sport ekstremalny. Możesz mieć w ręku dokładnie ten sam przepis, te same składniki, a i tak usłyszysz: 'Wiesz, Asia robi to troszkę inaczej… i tak lepiej smakuje'.

Kiedyś myślałam, że to po prostu różnica gustu. Dziś wiem, że to różnica historii. Smak rosołu córki nie jest z garnka – jest z dzieciństwa, wspólnych świąt, chorób w łóżku i kubka ciepłej herbaty. Ja mogę się starać, ale zawsze będę gotować 'po swojemu', a to oznacza 'po obcemu'.

Teściowa nigdy nie powie wprost: 'Robisz źle'. Ona powie: 'A może spróbuj tak, ja zawsze tak robię i wychodzi idealnie'. Brzmi niewinnie, ale w praktyce oznacza to, że w jej oczach wciąż jestem stażystką w kuchni, w opiece nad dziećmi, w organizowaniu świąt.

To trochę jakby co chwilę dostawać raport z poprawkami do swojego życia. Niby się uśmiechasz, niby kiwasz głową, ale w środku myślisz: 'A może po prostu zaakceptujesz to, że ja jestem innym człowiekiem?'.

Pogodzić się czy walczyć?

Kiedyś myślałam, że da się tę przepaść zasypać. Że jeśli będę dobra, pomocna, cierpliwa – to nadejdzie dzień, kiedy usłyszę od teściowej: 'Jesteś dla mnie jak córka'.

Teraz wiem, że to się raczej nie wydarzy. Ona córkę już ma i nie szuka drugiej. Może to brzmieć jak rezygnacja, ale to raczej pogodzenie się z rzeczywistością. W tej relacji nie chodzi o to, by wygrać konkurs na ulubienicę – bo takiego konkursu nigdy nie ogłoszono.

Chodzi o zachowanie spokoju, nawet jeśli oznacza to czasem schowanie dumy do kieszeni".

(Imiona bohaterów zostały zmienione).

Napisz do mnie na maila: anna.borkowska@mamadu.pl
Czytaj także: