Chłopiec
Słowa nauczycielki sprawiły chłopcu ból. fot. jollier/123rf
REKLAMA

Przedszkolna "uprzejmość"

"Kilka dni temu mój czteroletni syn wrócił z przedszkola inny niż zwykle. Nie rzucił się w moje ramiona z opowieściami o zabawach i bajkach. Nie opowiadał z błyskiem w oku o pani, którą do tej pory darzył ogromnym zaufaniem. Przeciwnie – był cichy. Zgaszony. I choć nie od razu powiedział, co się stało, po dłuższym czasie przyznał ze spuszczoną głową: 'Pani powiedziała, że jestem pulpecik... i dzieci się śmiały'.

Osobie dorosłej to jedno zdanie może wydawać się błahostką. Ot, urocza uwaga wypowiedziana podczas obiadu. Ale dla małego dziecka, które dopiero uczy się świata, które dopiero buduje poczucie własnej wartości – to zdanie może zadziałać jak wyrok. Mój syn zaczął się zastanawiać, czy coś jest z nim nie tak. Czy jest 'za duży'? Czy trzeba się z niego śmiać? Czy inni też tak na niego patrzą?

To nie była brutalna zniewaga. Nie było krzyku. Przedszkolanka – dorosła osoba, autorytet, nazwała moje dziecko 'pulpecikiem' przy całej grupie. A dzieci, jak to dzieci, chwyciły słowo lotne i lepkie. Śmiały się. Może nawet nie do końca wiedziały z czego – ale wystarczyło, że jeden się zaśmiał, a reszta poszła za nim.

Mój syn nie jest otyły. Ma po prostu trochę zaokrąglone policzki i dziecięcy brzuszek. Ale on już zaczął się zastanawiać, czy jego ciało jest nie takie, jak trzeba. Zapytał, czy ma jeść mniej.

Nie obwiniam nauczycielki o złą wolę. Wierzę, że to miała być 'ciepła' uwaga, może nawet żart. Ale nie miała prawa użyć tych słów. Bo słowa mają moc. Kształtują. Ranią. Zostają.

Jako rodzice oddajemy nasze dzieci pod opiekę przedszkola z ogromnym zaufaniem. Wierzymy, że będą nie tylko bezpieczne, ale też szanowane: ze swoją wrażliwością, ciałem, emocjami. Nie oczekuję, że nikt nigdy nie popełni błędu. Oczekuję, że jeśli już się to zdarzy, będziemy o tym mówić otwarcie, by nie powielać go w nieskończoność".

Chcesz dodać coś od siebie? Napisz do mnie na adres: klaudia.kierzkowska@mamadu.pl
Czytaj także: