
O źródłach wyzwań i obciążenia emocjonalnego piszą w poście Jenilee Mullin i Greg Mullin, założyciele platformy, która ma wspierać rodziców na całym świecie. Post, w którym wymieniają powody, dla których jest trudniej, zobaczyło już niemal 75 tysięcy osób.
Cztery powody
1. Nasi przodkowie mieli prawdziwe wioski wsparcia, których my nie mamy.
Dawniej dzieci wychowywały się wśród ciotek, wujków, babć, sąsiadów, znajomych. Wioska – dosłownie i w przenośni – była pełna rąk gotowych do pomocy. Rodzice nie byli sami. Dziś żyjemy w coraz większej izolacji. Mieszkamy z dala od bliskich, więzi są luźniejsze, a wspólnoty – rzadsze. Oczekuje się, że jeden lub dwóch dorosłych (często oboje pracujący) sprosta wyzwaniom, które kiedyś rozkładały się na kilkanaście osób. To nie tylko trudne – to nieludzkie.
2. Nasi rodzice nie martwili się zagrożeniami płynącymi z sieci.
Jeszcze kilka dekad temu dzieci spędzały całe popołudnia na świeżym powietrzu, bawiąc się z rówieśnikami. Dziś "wypuszczenie dziecka na dwór" to już nie to samo. Technologia, wszechobecne ekrany, nieodpowiednie treści w internecie, niepokój o bezpieczeństwo – wszystko to sprawia, że czujność rodzica musi być ciągła. A to oznacza ciągłe napięcie, przeciążenie i brak prawdziwego wytchnienia.
3. Jesteśmy przytłoczeni ilością informacji.
Każdego dnia zalewają nas dziesiątki, jeśli nie setki porad, wskazówek, zaleceń dotyczących wychowania dzieci. Co jest dobre, co szkodliwe, czego unikać, co wspiera rozwój... Informacji jest tak dużo, że rodzic zamiast czuć się pewnie, często czuje się zagubiony. Każda decyzja urasta do rangi wyboru „na całe życie”. Zamiast zaufania do siebie, rodzi się niepewność i lęk przed popełnieniem błędu.
4. Nigdy nie robimy przerw.
Współczesny rodzic nie ma kiedy odpocząć. Praca zawodowa, opieka nad dziećmi, obowiązki domowe, organizacja życia codziennego – lista zadań nie ma końca. A przerwy? Zazwyczaj są krótkie, powierzchowne i przerywane kolejnymi "awariami" codzienności. To powoduje długotrwałe przeciążenie układu nerwowego, wyczerpanie emocjonalne i poczucie, że "już nie mam z czego dawać".
Okna odzysku
Choć nie możemy całkowicie zmienić warunków, w jakich funkcjonujemy jako rodzice, możemy nauczyć się czegoś niezwykle ważnego: zatrzymywać się i odzyskiwać siły. "Okna odzysku" to czas, w którym naprawdę troszczymy się tylko o siebie. Nie chodzi tu o pięć minut z telefonem czy szybki prysznic, ale o świadome, regularne chwile, kiedy pytamy siebie: "Czego teraz naprawdę potrzebuję?".
To może być sen. Spokój. Ciepło. Samotność. Rozmowa. Ruch. Cisza.
Te małe "okna" stają się przestrzenią, w której napełniamy swoje zasoby. A kiedy jesteśmy pełniejsi – mamy z czego dawać.
Rodzicielstwo dziś jest trudne, bo świat się zmienił, a my próbujemy radzić sobie w pojedynkę. Jednak nie musimy tego robić bez wsparcia. Jednym z pierwszych kroków może być właśnie zatrzymanie się – i danie sobie prawa do troski. O siebie. Bo od tego wszystko się zaczyna.