Szkoła
Nauczyciele chcą mieć ostatnie zdanie. fot. yanlev/123rf
Reklama.

Brak chęci do dyskusji

"Coraz częściej mam wrażenie, że nauczyciele stawiają się ponad wszystkim – nie można z nimi podyskutować, nie można niczego zasugerować, nie można nawet mieć wątpliwości, bo od razu słyszy się protekcjonalne odpowiedzi typu: 'Mam takie prawo' albo 'Proszę mi nie mówić, jak mam uczyć'.

Ostatnio odbyłam rozmowę, która przelała czarę goryczy. Umówiłam się z wychowawczynią mojego syna, bo uważam, że jej wymagania są zbyt wysokie, a ilość zadawanych prac domowych – absurdalna. Moje dziecko wraca zmęczone po sześciu godzinach lekcji, a potem jeszcze spędza długie wieczory nad zadaniami. Chciałam z nią o tym porozmawiać, dojść do jakiegoś kompromisu, zapytać, czy można trochę odciążyć dzieci. Co usłyszałam?

'Mam takie prawo. Wiem, co robię'. Powiedziała to tonem, jakby temat był zamknięty. Zero chęci rozmowy, zero refleksji nad tym, czy może rzeczywiście dzieci są przeciążone. Poczułam się zlekceważona, jakbym była tylko petentem, który śmie podważać jej decyzje.

To niestety nie pierwszy raz, kiedy spotykam się z takim podejściem. Nauczyciele coraz częściej zachowują się tak, jakby ich decyzje były ostateczne i niepodważalne. W zeszłym roku, kiedy zapytałam inną nauczycielkę, czy można przesunąć termin sprawdzianu, bo zbiegł się zz jakimiś innym projektem, odpowiedziała: 'Proszę nie uczyć mnie, jak planować lekcje'

Nie oczekuję, że szkoła będzie spełniać każdą zachciankę rodziców. Rozumiem, że nauczyciele mają swój system pracy i swoje zasady. Ale czy naprawdę nie można rozmawiać? Czy nauczyciel zawsze musi mieć ostatnie słowo, a rodzic nie ma prawa niczego zasugerować? Mam coraz większe wrażenie, że wielu nauczycieli traktuje swoją pracę jak misję, w której to oni wiedzą najlepiej, a wszyscy inni – rodzice, a nawet sami uczniowie – mają tylko dostosować się do ich wizji".

Chcesz dodać coś od siebie? Napisz na adres: klaudia.kierzkowska@mamadu.pl
Czytaj także: