Jestem pod ciągłym nadzorem
"Jestem nauczycielką, ale coraz częściej czuję, jakbym była kierowcą taksówki. Moje każdorazowe 'startowanie' do lekcji przypomina uruchomienie silnika – otwieram drzwi, witam pasażerów, a potem staram się jak najlepiej dowieźć ich do celu. Mam swoją trasę, ale i w tej drodze nie brakuje zakrętów, które są monitorowane przez 'nawigację' w postaci rodziców.
I nie, nie chodzi mi o życzliwych rodziców, którzy rozumieją trud pracy nauczyciela. Mówię o tych, którzy śledzą każdy krok, analizują każde słowo, a najdrobniejsze potknięcie przekształcają w dramat.
Czuję, jakby moim celem było nie tylko przekazywanie wiedzy, ale i nieustanne balansowanie na cienkiej linii, żeby nie narazić się na zbyt dużą krytykę. Mam wrażenie, że coraz częściej jestem pod ciągłym nadzorem – dosłownie jak kierowca taksówki, który na każdym rogu spogląda w lusterka, nie wiedząc, co jeszcze może go spotkać. Nie dość, że dzieci przekazują rodzicom wszystko – każdą uwagę, każde krzywe spojrzenie, każdą drobnostkę, to rodzice natychmiast piszą maile, a ich oczekiwania stają się kolejnymi wytycznymi w mojej pracy.
Czasami odnoszę wrażenie, że wszystko, co robię, jest poddane wnikliwej ocenie. Moje reakcje, moje gesty, moje słowa. Zamiast spokojnie realizować program nauczania, muszę pamiętać, żeby być perfekcyjną. Z każdej strony czuję ten wzrok: rodziców, którzy chcą mieć pewność, że ich dziecko dostaje 100% uwagi, nawet jeśli to oznacza zapomnienie o innych uczniach. Dzieci, które wszystko wyolbrzymiają, bo przecież każde 'krzywe spojrzenie' na pewno jest dowodem na moje złe intencje.
Czuję, jakbym miała w klasie zainstalowane kamery. Każdy mój krok, każde słowo jest zapisane. Zamiast być mentorem i przewodnikiem, mam wrażenie, że stałam się obiektem nieustannego nadzoru.
Czasami marzę o tym, by po prostu uczyć, bez tego całego dodatkowego balastu, jakim jest stała kontrola. Kiedyś nauczyciel miał swoją autonomię, teraz mam wrażenie, że jestem tylko przewoźnikiem, który nie ma prawa się pomylić".