Aż żal patrzeć
"Uczniowie wchodzą do klasy jakby na specjalne zaproszenie, z podniesioną głową, pełni pewności siebie, a 'dzień dobry' to już dla nich chyba zbyt duży wysiłek.
Ostatnio miałam sytuację, gdzie uczniowie weszli do klasy, po cichu burknęli coś pod nosem, rozsiedli się wygodnie i zachowywali się tak, jakby przyszli do jakiejś ekskluzywnej restauracji, a nie do szkoły. Czasem mam wrażenie, że traktują nas, nauczycieli, jak darmową obsługę. A najlepsze? Wiadomo – nie płacą za szkołę, bo przecież to szkoła publiczna.
Ale ich zachowanie czasami wskazuje, że czują się, jakby ich rodzice wydali na edukację fortunę, a oni tu przychodzą tylko po to, by się bawić.
A potem rodzice! Cóż, nie będę ukrywać, że wielu z nich, zamiast wspierać nas w wychowywaniu dzieci, tylko rozpuszcza je do granic absurdu. Każde 'przepraszam' czy 'proszę' to już dla nich za dużo.
Słyszę od nich: 'Moje dziecko przecież ma prawo do wygód', a potem przychodzą do szkoły i nic, tylko narzekają, że ich pociechy się nie odnajdują w realnym świecie. Cóż, jak tu odnaleźć się w rzeczywistości, kiedy wszystko ma się podane na tacy?
A ja stoję i tłumaczę, jak ważny jest szacunek do drugiego człowieka, do pracy, jak ważne jest uczciwe podejście do nauki. I choć staram się, to mam wrażenie, że moje słowa wpadają do pustego worka. Szkoła to nie jest tylko miejsce, w którym się 'odprawia' lekcje – to przestrzeń, w której uczymy się współpracy, odpowiedzialności i szacunku. I czasami wydaje mi się, że muszę nie tylko uczyć matematyki czy polskiego, ale też wychowywać. A to nie jest łatwe, gdy mam do czynienia z taką postawą.
Ci uczniowie żyją jak pączki w maśle, rodzice wszystko podsuwają im pod nos i im usługują. Uczą tego lenistwa, nieróbstwa i opryskliwości. A potem jeden z drugim przychodzi do szkoły i zachowuje się jak książę, który nic nie musi, a któremu się wszystko należy".