Frustrację i bezradność rodziców widać na każdym kroku. O chorobach maluchów mówi się w przedszkolnej szatni, słychać o nich nawet w spożywczaku, a wizyta w przychodni pokazuje czarno na białym, jak to wygląda. Jedno dziecko zaraża się od drugiego i w konsekwencji połowa grupy zostaje w domu.
Niekończące się przeziębienia
Złość i rozgoryczenie rodziców można też dostrzec w mediach społecznościowych. Jedna z użytkowniczek portalu Threads dodała wpis, który wręcz odbiera nadzieję:
"5 tygodni moje dziecko siedziało w domu, bo miało złamaną nogę. Dwa dni w przedszkolu wystarczyły, żeby złapała jakieś dziadostwo i już dziś gorączka wjechała na pełnej. Przypadek, pech czy dzieci puszczane do placówki przez rodziców chore? Ja obstawiam to ostatnie i bardzo proszę – ja też muszę za coś rachunki płacić, przestańcie wysyłać zainfekowane dzieci do przedszkoli, bo cierpią zarówno one jak i otoczenie" – pisze kamcza_ska.
Lawina komentarzy ruszyła:
"Ja cię rozumiem, moja siedziała 3 miesiące w domu i 4 dni w przedszkolu wystarczyły, by chora siedziała w domu 3 tygodnie, tym razem na antybiotyku. I nikogo nie obchodzi, że my też musimy pracować. Dla ludzi, którzy świadomie wysyłają chore dzieci do przedszkola, jest osobny kocioł w piekle" – dodaje jedna z mam, a pozostałe mają bardzo podobne zdanie.
Winny zawsze się tłumaczy
To, że dzieci w przedszkolach często chorują, jest niepodważalnym faktem – ich układ odpornościowy dopiero się rozwija, a bliski kontakt z rówieśnikami ułatwia "przenoszenie" wirusów. Problem zaczyna się wtedy, gdy do placówki trafiają maluchy już chore – z kaszlem, katarem, gorączką czy osłabieniem. Rodzice często tłumaczą to brakiem wyboru: nie mogą sobie pozwolić na kolejne dni wolne w pracy. Ale czy to usprawiedliwia posyłanie chorego dziecka do grupy pełnej innych maluchów?
Przecież wiadome jest, że wystarczy jedno chore dziecko w sali, by lawina infekcji rozlała się po całym przedszkolu. By Kasia, Basia czy Staś już następnego dnia obudzili się z bólem gardła i podwyższoną temperaturą. Znam to z autopsji i na samą myśl o kichającym na mojego syna koledze z przedszkola dostaję dreszczy.