
Przeglądając internet i machając palcem po ekranie telefonu, trafiłam na niecodzienny wpis. W pierwszej chwili nie wiedziałam, co o tym pomyśle sądzić i miałam mieszane uczucia. Teraz już wiem, po której stronie barykady stoję. Ciekawa jestem, czy do mnie dołączysz.
Dzień wagarowicza
Nie będę owijała w bawełnę i od razu przejdę do konkretów. Przeczytajcie, co napisała użytkowniczka Threads @szastiprast:
"Dziecko: w piątek idziemy na kebaba, nie ma lekcji. Matka: ale jak to! Dlaczego kebab! I dlaczego nie ma lekcji. Serio, obecnie szkoła ma tyle do zaoferowania? Kebs z budy z okazji pierwszego dnia wiosny lub idiotyczne filmy jutuberów. Dramat" – (pisownia oryginalna)
No i jak to wszystko skomentować? Pod postem pojawiły się komentarze, które można wrzucić raczej do jednego wora.
"Tak w sumie to dobra opcja. Dzieciaki będą mieć opiekę nauczyciela, a nie samopas uciekną, bo dzień wagarowicza. Kebab nie różni się niczym od kiełbasy z ogniska – oprócz sentymentu, jakim kiełbasę mogą darzyć niektórzy" (pisownia oryginalna) – pisze jedna z obserwatorek. Pozostali mają podobne zdanie i nie utożsamiają się z oburzeniem wyrażonym przez matkę.
Bo czy luz w dzień wagarowicza jest aż takim przestępstwem?
Szkoła to nie tylko nauka
Nie oszukujmy się – ile osób pamięta konkursy i zabawy zorganizowane pierwszego dnia wiosny? A ile pamięta wspólne wagary, wyjście z klasą na pizzę czy śmieszne sytuacje z nauczycielami? Szkoła to nie tylko wkuwanie dat i wzorów, ale też budowanie relacji.
A wyjście na kebaba (czy na cokolwiek innego) to fajne urozmaicenie, które nie tylko zostanie w pamięci, ale też pomoże uczniom zbudować jeszcze większą i pełniejszą więź. Może, zamiast postrzegać wyjście na kebaba jako stratę czasu, lepiej spojrzeć na nie nieco innymi kategoriami?
I w sumie nie wiem, co bardziej oburzyło mamę: to, że nie ma lekcji, czy to, że uczniowie zjedzą mięso z warzywami w bułce? W moim odczuciu to fajny pomysł. Nie mam się do czego doczepić.