"Jestem nauczycielką z wieloletnim doświadczeniem. Uczę w klasach 1-3 już od dobrych 20 lat. Wiem, że uczniowie mają swoje sposoby na kreatywne podejście do szkolnych obowiązków. Jednak niedawna rozmowa z moimi trzecioklasistami wywołała we mnie lekki niepokój, który przyznam szczerze, mieszał się z podziwem dla ich sprytu.
Moi mali uczniowie zapytali mnie, czy dzień wagarowicza moglibyśmy jakoś świętować, by nie musieć się uczyć. Wspomnieli o wagarach i wyjściu do parku. Zapytali wprost, bez ogródek i żadnego skrępowania. Zabrzmiało to tak, jak oczywista oczywistość.
Uśmiechnęłam się, bo doceniam ich pomysłowość i umiejętność argumentacji. Ale w środku poczułam, że muszę jasno postawić sprawę: dzień wagarowicza to nie jest święto narodowe, a już na pewno nie okazja do opuszczania lekcji!
Tym bardziej że w naszej szkole tego dnia organizujemy luźniejsze zajęcia, a także atrakcje sportowe, które sprawiają, że jest to czas zarówno przyjemny, jak i wartościowy. Wygląda jednak na to, że niektórzy uczniowie w swoim sprycie zapomnieli o tych urozmaiceniach, a skoncentrowali się tylko na tym, by tego dnia się 'nie narobić'.
Zastanawiam się, skąd w młodych ludziach tak silne przekonanie, że edukacja to coś, przed czym trzeba uciekać. Czy nie powinniśmy wspólnie – jako nauczyciele, rodzice i społeczeństwo – zmieniać tego podejścia? Może, zamiast rozważać wagary jako formę 'buntu', warto pokazać uczniom, że szkoła nie jest tylko miejscem obowiązków, ale też przestrzenią do rozwijania pasji, budowania relacji i dobrej zabawy?
Jestem przekonana, że nie trzeba wagarować, by mieć fajny dzień w szkole. Wystarczy otwartość na nowe doświadczenia – zarówno po stronie uczniów, jak i nauczycieli".