Rekolekcje są tematem wielu dyskusji. I jak to zwykle bywa, nie brakuje przeciwników i zwolenników. Na naszą redakcyjną skrzynkę trafił list od jednej z czytelniczek. Napisała do nas mama uczennicy trzeciej klasy szkoły podstawowej.
Rekolekcje szkolne
"Czy naprawdę w XXI wieku rodzic nadal musi walczyć o to, żeby jego dziecko nie było zmuszane do uczestniczenia w praktykach religijnych? Bo właśnie w takiej sytuacji się znaleźliśmy. Moja córka, uczennica szkoły podstawowej, już od tygodnia ma ściśnięty żołądek na myśl o nadchodzących rekolekcjach. Usłyszała gdzieś na korytarzu, że lada moment się rozpoczną, no i humor jej odszedł.
Jak nietrudno się domyślić, jesteśmy rodziną niewierzącą, więc kiedy cała klasa idzie do kościoła, ona – zamiast normalnie uczestniczyć w lekcjach – zostaje w świetlicy. I to nie jest dla niej przyjemne doświadczenie. Siedzi tam sama, jak palec. W ubiegłym roku była z nią jedna pani i nikt więcej. Wszystkie dzieci poszły do kościoła, a ona jakby nie patrzeć, nie miała innego wyjścia.
Nie chodzi nawet o to, że rekolekcje są, bo przecież religia w szkołach to temat rzeka. Ale dlaczego odbywają się w trakcie lekcji? Czemu moje dziecko ma czuć się 'inne', bo nie uczestniczy w czymś, co w założeniu jest dobrowolne? W zeszłym roku wróciła do domu zapłakana, bo koleżanki pytały ją, czemu nie idzie z nimi, a pani katechetka tłumaczyła, że przecież każdy ma szansę uwierzyć.
Szkoła to miejsce nauki, nie modlitwy. Jeśli ktoś chce uczestniczyć w rekolekcjach, proszę bardzo – ale po lekcjach, a nie kosztem tych dzieci, które mają inne przekonania. Moja córka nie chce siedzieć sama na świetlicy, nie chce się tłumaczyć, nie chce czuć się wykluczona. I ja jej się wcale nie dziwię.
Może czas, żebyśmy w końcu to przemyśleli?".