
Wyjątkowo mnie to ujęło, pewnie z dwóch głównych powodów: sama byłam takim bezproblemowym dzieckiem, a po drugie widzę, jako matka, co "stawianie się" daje mojej córce. Przez moje myśli przelatują również wszystkie te cytaty psychiatrów i terapeutów o skrywanym gniewie, nieumiejętności wyrażania złości, etc. I widzę, jak to ważne, byśmy w końcu zaakceptowali istnienie gniewu.
Mała dziewczynka we mnie
I dziś, jako dorosła osoba, w trakcie kolejnej terapii, mogę powiedzieć głośno: jestem zła. Jestem wkurzona, że przez tyle stuleci, dekad, dzieci były uciszane, odpychane, niewidziane. Jestem zła, zdrową złością tej małej dziewczynki, która musiała znosić wiele trudnych doświadczeń życiowych i nigdy nie mogła powiedzieć słowa własnego zdania. Nawet nie przyszło jej to głowy!
Więc kiedy to puściło (a zawsze w końcu puści) tego niewypowiedzianego żalu było tyle, że zwaliło ją z nóg. Tę dziewczynkę i dorosłą kobietę, którą się stała.
I wiem z osobistych rozmów, książek, ogólnej narracji, którą (wreszcie!) osiągnęliśmy, że takich ludzi jest więcej. Zapełniamy gabinety psychologów, my, rzadko nasi rodzice. Oni jeszcze tego nie rozumieją i już raczej nie zrozumieją. I nie winię ich, zostali wychowani w czasach, w których dzieci naprawdę, realnie, nie miały nawet takich sam praw jak dorośli! Nie mogli jeść przy tym samym stole, co dorośli!
Inne życie
Nikt 50 lat temu nie zastanawiał się nad psychiką dziecka. Nikt tego nie robił, ponieważ nikt o tym nie wiedział, że to w ogóle jest jakaś "rzecz" do zaopiekowania. Moja babka wstawała każdego dnia przed świtem i miała tyle obowiązków, tyle ciężkiej pracy w gospodarstwie, że wieczorami składała głowę na poduszce, odmawiała modlitwę i zamykała znużone powieki. Tak wyglądał jej każdy dzień, a rytm jej życia i pracy wyznaczały pory roku.
Nikt nigdy jej nie wyjaśnił, czym jest dobrostan psychiczny, czym jest trauma. Życie było prostsze (czyżby?), a jednocześnie tak odległe i inne od tego, co znamy współcześnie.
Więc chcę chyba powiedzieć, że jest we mnie wiele złości, ale jest we mnie również wiele odpuszczenia. Nie jestem już zła na moich przodków, na rodziców. Nie chodzi o to, by teraz w tym się wygodnie rozsiąść, w tym żalu i całą winę i odpowiedzialność za swoje życie zrzucić na kogoś, kogokolwiek.
Myślę, że ten dostęp do terapii, specjalistów, ale przede wszystkim ta świadomość, jaką mamy, jest naszym błogosławieństwem. I tak wolę o tym myśleć, wtedy tej złości, tego gniewu, jest mniej.