Od samego początku coś mi tu nie grało
Mój syn Jakub ma 9 lat i chodzi do drugiej klasy. Od jakiegoś czasu zauważyłam, że wraca do domu smutny, więc postanowiłam z nim porozmawiać. Zapytałam go wprost, co się stało, a on odpowiedział, że kolega z klasy zabiera mu drugie śniadanie. Początkowo myślałam, że to może jakieś jednorazowe zdarzenie. Niestety, okazało się, że ta sytuacja miała miejsce regularne. Każdego dnia ten chłopak zabierał Jakubowi jego jedzenie, jakby to było coś normalnego. Mój syn wracał do domu smutny, głodny i bezradny. Nie chciał o tym mówić nauczycielce, bo bał się, że będzie miał jeszcze większe kłopoty. Wiedziałam, że nie mogę tego tak zostawić i postanowiłam działać.
Byłam wściekła!
Kiedy dowiedziałam się, że ta sytuacja się powtarza, poczułam, jakby ktoś mi przywalił w twarz. Moje dziecko, które stara się pilnować zdrowych nawyków, które wychowuję, by szanowało siebie i innych, było okradane przez chłopaka z klasy, który po prostu zabierał mu kanapki bez żadnego skrupułu. To był moment, w którym stwierdziłam, że nie mogę tego zostawić, muszę coś zrobić. Postanowiłam zareagować.
Nie mogłam tego tak zostawić, bo wiedziałam, że jeśli teraz nie zareaguję, to będzie się to powtarzać. Pomyślałam, że najlepiej będzie, jeśli porozmawiam z matką chłopca. Zgłosić sprawę w szkole? Może, ale najpierw chciałam dać jej szansę, by sama zrozumiała, co się dzieje. W końcu to matka powinna zwrócić uwagę na zachowanie swojego dziecka. Zrobiłam więc to, co wydawało się najsensowniejsze – zadzwoniłam.
Reakcja matki? To było szokujące!
Zadzwoniłam do tej kobiety i przedstawiłam jej całą sytuację, licząc na to, że zrozumie, że to naprawdę poważny problem. Jej reakcja? To było coś, czego się w życiu nie spodziewałam.
Usłyszałam:
"Widać, że twój syn lubi zjeść. A skoro tak dużo mu pakujesz, to nie zaszkodzi, jak podje trochę mniej".
Co?! Zamiast przeprosić za to, że jej syn zabiera mojemu dziecku jedzenie, ona uważa, że to normalne, bo Jakub dużo je? Po chwili dodała, że przecież w szkole zawsze są dzieci, które mają większy apetyt, więc po co się tym przejmować. Z jej tonu wynikało, że nie widzi w tym żadnego problemu. Miałam wrażenie, że ona w ogóle nie poczuła tego, jak poważna jest ta sytuacja. To było jak cios w twarz. A co z jego prawem do posiadania swojego drugiego śniadania?
Cała ta sytuacja naprawdę dała mi do myślenia. Bo jakim cudem matka tego chłopca nie widzi problemu w tym, że jej syn zabiera drugie śniadanie mojemu dziecku? Jakub miał prawo do swojej kanapki, miał prawo, żeby mieć coś, co go wzmocni w ciągu dnia. I ja jako matka mam prawo do tego, by walczyć o to, co dla niego najlepsze.
Po tym wszystkim mam tylko jedno przemyślenie – jeśli nie zaczniemy uczyć dzieci od najmłodszych lat, co to znaczy szanować innych, to takie sytuacje będą się powtarzać.
(Imiona bohaterów zostały zmienione).