logo
Gdzie się podziały jakiekolwiek zasady dobrego wychowania? fot. Marianna OSKO/East News
Reklama.

Praca w McDonaldzie – i dzieci, które robią, co chcą

"Pracuję w McDonaldzie i każdego dnia staję w obliczu sytuacji, które często zaskakują i wprawiają w zakłopotanie. Dzieci biegają po restauracji, jak po placu zabaw, a rodzice? Wydaje się, że zupełnie nie zauważają, co się dzieje. W takich momentach naprawdę zastanawiam się, czy to już jakaś norma, bo dla mnie to już 'klasyka gatunku'. I choć codziennie widzę podobne sytuacje, to i tak za każdym razem wciąż nie mogę uwierzyć, że nikt sobie z tego nic nie robi...

Dzieci wspinające się na stoliki? To normalka

Kiedy widzę dzieci wspinające się na stoliki w McDonaldzie, zaczynam się zastanawiać, co w ogóle dzieje się z ich rodzicami? Wyobrażacie sobie, że dziecko biegnie wprost na stół, wskakuje na niego, jakby to był plac zabaw, a rodzic? Zamiast je upomnieć, żeby zeszło, bierze z torby telefon i zaczyna sprawdzać wiadomości. W takich momentach aż mnie skręca i mam ochotę krzyknąć: 'Dziecko, to nie jest tor do skakania, tylko miejsce, gdzie ludzie chcą spokojnie zjeść!'. Dla nich to chyba normalna sprawa, że akurat w TEJ restauracji można się zachowywać jak na placu zabaw.

Nogi na stoliku – i co z tego? Nikomu to nie przeszkadza

Niemal każdego dnia widzę, jak ktoś pozwala swojemu dziecku trzymać nogi na stoliku. I nie, nie chodzi mi o lekkie oparcie stóp, ale o pełne rozciągnięcie nóg na blacie. W dodatku dzieciak siedzi z butami na stole, jakby to był jakiś fotel w salonie. Pytam się sama siebie: 'Gdzie są myślami ci rodzice?'. Zamiast powiedzieć: 'Nie kładź nóg na stole', oni patrzą na to, jakby to było zupełnie w porządku.

Frytki na podłodze. I co z tego?

I teraz klasyk, który przydarza się chyba codziennie – dziecko rozsypuje frytki na podłogę, a rodzic? Chyba myśli, że to 'część programu'. Nikt nie podnosi tych frytek, ani dziecko, ani rodzic. Wiecie, co się dzieje dalej? Nikt z dorosłych nie reaguje, a ja zostaję z tą górą jedzenia, którą muszę posprzątać. I najgorsze jest to, że to już taki standard, że nikogo to nie dziwi. Gdybym miała dziecko, które tak się zachowuje, to na pewno bym zwróciła mu uwagę, ale niektórzy chyba uznali, że rozsypane frytki to norma i że McDonald's to 'po prostu miejsce, gdzie wszystko można'. Nie wiem, może jestem jakaś przewrażliwiona, ale serio, jak tak można?

Wylana cola – kto to posprząta? Zgadnij

Przyszło mi na myśl, że nie ma nic gorszego niż widok wylanej Coli na podłodze, a potem patrzenie, jak nikt się tym nie przejmuje. Wiecie, co się dzieje, kiedy dziecko wylewa napój na podłogę? Nic. Rodzice? Spokojnie siedzą, a ja biegnę po ręcznik, żeby to posprzątać, bo nikt inny się nie pofatyguje.

A ten maluch? Siedzi, jakby nic się nie stało. I tak się zastanawiam, czy rodzice naprawdę nie widzą, że coś jest nie tak? Może już przyzwyczaili się, że McDonald's to miejsce, gdzie wylana cola i klejąca się podłoga, to element wystroju wnętrza, który nikogo nie rusza?

Do czego to wszystko prowadzi?

Z każdą taką sytuacją zastanawiam się, dokąd to wszystko prowadzi? Jeżeli nie zaczniemy reagować na takie zachowania, to gdzie będziemy za kilka lat? To nie jest tylko kwestia tego, że ja mam dość sprzątania po innych, ale bardziej o to, jaką postawę przyjmują dzieci, które widzą, że nie ponoszą żadnych konsekwencji za ich zachowanie. Niestety, z dnia na dzień widać, że niektórzy rodzice nie nauczyli swoich pociech podstawowych zasad zachowania w miejscach publicznych.

Może to zabrzmi ostro, ale to prowadzi do sytuacji, gdzie takie zachowania stają się normą, a McDonald's nie jest już tylko restauracją, ale placem zabaw, w którym można zrobić wszystko. Może czasami warto zastanowić się, co naprawdę jest do zaakceptowania, a co nie".

(Imiona bohaterów zostały zmienione).

Chcesz mi o czymś opowiedzieć? Napisz do mnie na maila: anna.borkowska@mamadu.pl
Czytaj także: