Mieszkanie – własność czy kredyt?
Ja kupiłam mieszkanie sama. Na kredyt, ale jednak. Nikogo nie pytałam o wkład własny, nie dostałam działki od dziadków, nie miałam finansowej poduszki od rodziców, która pomogłaby mi w najtrudniejszych momentach. I kiedy patrzę na znajomych, którzy już od samego początku mieli łatwiej, nie czuję zazdrości (choć nie ukrywam, że to trochę boli), ale dostrzegam kolosalną różnicę. Po prostu nie ma co się porównywać – "punkt startowy" u każdego z nas był zupełnie inny...
Niektórzy dostali mieszkanie w prezencie – albo po dziadkach, albo rodzice kupili im je jeszcze na studiach, albo po prostu przepisali nieruchomość, którą wcześniej wynajmowali. Inni dostali od rodziców wkład własny na kredyt, a część z nich mieszka w rodzinnym mieszkaniu, bez konieczności spłacania rat czy wynajmu. To ogromna różnica. Wiem, ile miesięcy odkładałam na wkład własny i jak bardzo muszę pilnować każdej złotówki, żeby utrzymać się samodzielnie.
Samochód – luksus czy konieczność?
Samochód? Większość moich znajomych go dostała – na osiemnastkę, na studia, na nową pracę. To, co dla mnie było wydatkiem wymagającym oszczędzania i kombinowania, dla nich było naturalnym etapem. Nawet jeśli sami kupowali auto, to często za pieniądze z darowizn albo na przykład, ze sprzedaży rodzinnej działki.
Wakacje, studia, pasje – czy każdy musi na nie samodzielnie zarobić? Absolutnie nie. Rodzice pomagali moim znajomym też w tych kwestiach – opłacali im dodatkowe kursy, studia za granicą, finansowali pasje, wakacje, a w razie potrzeby byli gotowi wesprzeć, gdyby coś poszło nie tak. Ja musiałam liczyć na siebie. Jeśli chciałam gdzieś wyjechać, to najpierw musiałam na to zarobić. Jeśli chciałam rozwijać pasję, musiałam znaleźć na nią budżet w swoich własnych dochodach.
Nie mam pretensji, ale dostrzegam ogromną różnicę
Nie chodzi o to, żeby mieć żal i pretensje do całego świata. Każdy dostaje to, co mogą mu dać rodzice – jedni więcej, drudzy mniej. Tak po prostu wygląda rzeczywistość. Ale nie da się ukryć, że niektórym jest w życiu łatwiej. Nie martwią się o kredyt, nie zastanawiają się, jak opłacić kolejne raty, nie muszą godzić dwóch prac, żeby jakoś to wszystko spiąć.
Nie ma co się porównywać – doskonale o tym wiem. Ale czasem, patrząc na to wszystko, trudno nie pomyśleć, że nie każdy zaczyna w tym samym miejscu.
Już myślę o przyszłości mojego dziecka
Często myślę o tym, jak będzie wyglądać życie mojego dziecka. Będąc w takim punkcie, gdzie sama musiałam walczyć o wszystko, nie mogę się oprzeć myśli, że chciałabym, aby miało łatwiej. W końcu, widząc, jak moi znajomi mieli wszystko zapewnione, zastanawiam się, co mogę zrobić, by ono nie musiało zaczynać od zera, jak ja. Chciałabym, by miało chociaż część tego, czego nie miałam – mieszkanie na start, samochód, może wsparcie na studiach i w pasjach. Ale jak to zrobić? Jak stworzyć mu podstawy do lepszego życia, nie chcąc jednocześnie przekazać mu poczucia, że wszystko dostanie "na tacy"?