walentynki, przedszkole, serca, wycinanie
Przedszkolaki prześcigają się w drogich prezentach na walentynki. 123rf
Reklama.

Rośnie nam "pokolenie złotych kart"

Walentynki w przedszkolu. Powinno być słodko, niewinnie – serduszka wycinane z papieru, dziecięce rysunki z koślawymi napisami "Lubię Cię" i może kilka lizaków wręczonych najlepszym kolegom. Tak to pamiętam z lat swojej młodości.

Ale dziś?

Dziś jeden chłopiec przyniósł dla koleżanki ogromny bukiet czerwonych róż. Inny wręczył dziewczynce… nowiutką lalkę Barbie, taką prosto ze sklepu, w lśniącym opakowaniu. A ja stoję i zastanawiam się – czy to jeszcze dzieciństwo, czy już festiwal drogich gestów?

Wielkie gesty w małym wieku

Nie zrozumcie mnie źle – uwielbiam patrzeć, jak dzieci uczą się okazywać sympatię, jak robią dla siebie miłe rzeczy. Ale coś tu jest nie tak. W ich oczach widzę dumę, ale też presję. Kto przyniesie większy prezent? Kto podaruje coś bardziej wyjątkowego?

A gdzie miejsce na rysunek, na własnoręcznie zrobioną kartkę, na gest, który wypływa z serca, a nie z portfela rodziców?

Czy to my ich tego uczymy?

To nie dzieci wybierają te drogie prezenty – to dorośli im je kupują. I to my, dorośli, pokazujemy, że uczucia wyraża się przez wartość na metce.

Tylko co z tego wyniknie? Czy za kilka lat zamiast pluszowego misia na urodziny ktoś będzie oczekiwał bransoletki Pandory? Czy pierwsza randka w podstawówce będzie w restauracji, gdzie rachunek przekroczy kieszonkowe rodziców?

Martwię się. Bo jeśli już w przedszkolu uczymy dzieci, że uczucia mają cenę, to co się stanie, kiedy dorosną?

Czy naprawdę chcemy, by miłość miała swoją wartość w złotówkach?

Może warto się zatrzymać i zastanowić, zanim kolejny raz włożymy do plecaka dziecka prezent, który bardziej pasuje na jubileusz ślubu niż do przedszkolnych zabaw. Bo jeśli dziś rośnie nam pokolenie złotych kart, to jutro… kto wie, jakie rachunki przyjdzie nam za to zapłacić.

Napisz do nas: mamadu@natemat.pl.
Czytaj także: