dziecko w restauracji
W Dubaju nikt nie ma z tym problemu. Co innego u nas. fot. pl.123rf.com

Coraz częściej mówi się o tym, że dzieci stają się "niemile widzianymi gośćmi" w przestrzeni publicznej. Matki często opowiadają na forach o wrogich spojrzeniach, uciszaniu swoich pociech i ogólnej niechęci otoczenia. "W Dubaju ludzie się uśmiechają do dzieci, w Polsce patrzą spode łba" – pisze jedna z użytkowniczek Threadsa. Co sprawia, że coraz więcej osób woli, by dzieci po prostu… nie było widać ani słychać?

REKLAMA

Dzieci coraz rzadziej są mile widziane?

Jeszcze kilkanaście lat temu widok dzieci w restauracji czy kawiarni nie budził u nikogo większych emocji. Maluchy były obecne wszędzie – w parkach, sklepach, na lotniskach, w środkach transportu. Owszem, czasem ktoś zwrócił uwagę na hałas czy głośne zachowanie, ale nie było to normą. Dziś coraz więcej rodziców mówi otwarcie: ludzie patrzą na dzieci niechętnie, jakby ich obecność była problemem.

Jedna z użytkowniczek Threads zapytała wprost: "Czy dzieci są coraz mniej chętnie widziane w przestrzeni publicznej, czy to tylko moje wrażenie?".

Odpowiedzi, które otrzymała od innych użytkowników, pokazują, że nie jest w tym odczuciu odosobniona.

Pewna użytkowniczka opisała swoje doświadczenia:

"Też odnoszę takie wrażenie. Mam dwójkę dzieci, starszy ma 9 lat i nie pamiętam, żeby wyjście z nim do restauracji, kawiarni czy gdziekolwiek, wiązało się z taką ilością wrogich spojrzeń. Wychodząc teraz z młodszym (4 lata) mam wrażenie, że ledwo wejdziemy i wszyscy się krytycznie na nas patrzą. Ile razy gdzieś jestem i uciszam dzieciaki, żeby tylko nie gadały, nie śmiały się zbyt głośno itp. Przecież to jest chore".

To, co szczególnie uderzyło komentujących, to jej porównanie do Dubaju:

"Bywam regularnie w Dubaju. Tam dzieci są mile widziane wszędzie, ludzie się do nich uśmiechają, ustępują w kolejce, kiedy widzą matkę z dziećmi, nikomu nie przeszkadza, że dzieci biegają, śmieją się i bawią się w przestrzeni publicznej. Dodam, że moje dzieciaki od małego chodzą i jeżdżą z nami w wiele miejsc, na ogół nie zachowują się w sposób, który mógłby komukolwiek przeszkadzać, wiedzą, jak się zachować w restauracji, kawiarni, pociągu czy samolocie".

W Polsce natomiast wygląda to zupełnie inaczej. Część internautów zauważyła, że społeczeństwo z góry zakłada, że każde dziecko jest rozwydrzone, a każdy rodzic – roszczeniowy.

Jedna z użytkowniczek napisała: "Bo ludzie myślą, że każde dziecko wychowywane jest bezstresowo, a rodzice są roszczeniowi. Za to z psami wszędzie można i nie można się krzywo spojrzeć… Nie każde dziecko jest rozwydrzone… no ale w dziwnych przyszło nam żyć czasach...".

Dorośli stracili cierpliwość?

Czy rzeczywiście dzieci zaczęły bardziej przeszkadzać, czy może to dorośli stracili cierpliwość? Możliwe, że wpływ na to ma zmiana stylu życia – coraz więcej osób ceni sobie ciszę, spokój, komfort. W wielu miejscach pojawiły się nawet przestrzenie "tylko dla dorosłych" – kawiarnie, hotele, a nawet wagony w pociągach, gdzie dzieci nie są mile widziane.

A może to efekt społecznego zmęczenia? Dziś życie toczy się szybciej, stresujemy się bardziej, a hałas – nawet ten dziecięcy – jest dla wielu dodatkowym obciążeniem. Jednak czy to oznacza, że dzieci nie powinny mieć prawa do bycia dziećmi?

To pytanie pozostaje otwarte. Jedno jest pewne – w Polsce coraz częściej toczy się dyskusja na temat obecności dzieci w przestrzeni publicznej. I nie zanosi się na to, by miała ona szybko ucichnąć...

Chcesz się ze mną czymś podzielić? Napisz do mnie na maila: anna.borkowska@mamadu.pl
Czytaj także: