Gdy wybierałam przedszkole dla mojego dziecka, kierowałam się tym, co wydawało się najlepsze – bogata oferta zajęć, nowoczesny budynek, nauka języków obcych od najmłodszych lat. Wydawało mi się, że prywatna placówka to gwarancja najlepszego startu. Jednak po kilku miesiącach zauważyłam, że moje dziecko nie jest szczęśliwe. W końcu podjęłam trudną decyzję o przeniesieniu go do publicznego przedszkola. Efekt? Po tygodniu usłyszałam: "Mamo, tu jest lepiej!".
Elitarne przedszkole – dlaczego miało być lepsze?
Decydując się na prywatne przedszkole, wydawało mi się, że robię wszystko, co najlepsze dla mojego dziecka. W końcu program wyglądał imponująco:
Brzmiało świetnie, prawda? Problem w tym, że codziennie, gdy odbierałam syna, był zmęczony, rozdrażniony i coraz częściej mówił, że nie chce iść do przedszkola. Nie rozumiałam dlaczego – w końcu miał "wszystko".
Pierwszy sygnał ostrzegawczy – brak swobodnej zabawy
Po rozmowach z innymi rodzicami i nauczycielami dotarło do mnie, że dzieci miały bardzo napięty grafik. Wszystko było zaplanowane od rana do wieczora. Nie było czasu na zwykłą zabawę, na nudzenie się, na odkrywanie świata na własną rękę. A dzieci, zwłaszcza w wieku przedszkolnym, uczą się przez zabawę!
Publiczne przedszkole – czy to na pewno dobry pomysł?
Z duszą na ramieniu zapisałam syna do przedszkola publicznego. Miałam mnóstwo obaw:
Okazało się, że moje obawy były bezpodstawne.
Tydzień później: "Mamo, tu jest lepiej"
Już po kilku dniach zobaczyłam zmianę. Syn rano z radością szedł do przedszkola, po południu był wypoczęty i uśmiechnięty. Kiedy zapytałam go, co mu się podoba, odpowiedział: "Mamo, tu mogę się bawić, nie muszę cały czas czegoś robić".
I wtedy zrozumiałam.
Dlaczego mniej znaczy więcej?
Publiczne przedszkole nie miało supernowoczesnego budynku ani bogatej oferty zajęć dodatkowych. Ale miało coś, czego brakowało w prywatnej placówce – luz i swobodę. Dzieci mogły bawić się w grupie, samodzielnie decydować, czym chcą się zajmować, a nauczyciele nie forsowali ich w kierunku ambitnych wyników. To naturalne środowisko przedszkolne, które pozwala dzieciom rozwijać się we własnym tempie.
Czego nauczyła mnie ta zmiana?
- Dziecko nie potrzebuje przeładowanego grafiku – rozwój emocjonalny i społeczny jest równie ważny jak nauka języków czy zajęcia sportowe.
- Czas na zabawę jest kluczowy – to przez nią dzieci uczą się kreatywności, współpracy i radzenia sobie w grupie.
- Nie zawsze „więcej” znaczy „lepiej” – czasem mniej struktur i zajęć pozwala dziecku czuć się bardziej swobodnie i szczęśliwie.
Zmiana przedszkola była jedną z najlepszych decyzji, jakie podjęłam dla mojego dziecka. Wbrew powszechnemu przekonaniu, że im więcej zajęć, tym lepiej, okazało się, że kluczowe jest coś zupełnie innego – szczęście i swoboda mojego dziecka. Bo ostatecznie to nie liczba dodatkowych lekcji, ale radość z codziennych chwil buduje najlepsze wspomnienia i najzdrowszy rozwój.
Czy ty też zauważyłeś, że dzieci nie zawsze potrzebują "więcej", aby być szczęśliwe?