Gorzka prawda wyszła na jaw
Zawsze myślałam, że to dzieci oszukują nauczycieli, że wymyślają historie o zgubionych zeszytach i psach, które zjadły im pracę domową. Okazuje się jednak, że dorośli wcale nie są lepsi. Na ostatnim zebraniu zobaczyłam to na własne oczy.
Zebranie zaczęło się jak zwykle – wychowawczyni omówiła postępy w nauce, plany na najbliższe miesiące i kilka organizacyjnych spraw. A potem przeszliśmy do tego, co zawsze wzbudza najwięcej emocji: jest to oczywiście zachowanie dzieci.
Nauczycielka z poważną miną powiedziała, że chodzi o hałasowanie na lekcjach, przekrzykiwanie nauczycieli, odpisywanie prac domowych i oczywiście – konflikty między uczniami. I wtedy się zaczęło. "Ale że moje dziecko? To niemożliwe!" – usłyszałam od mamy siedzącej dwa rzędy dalej. "Pani się chyba pomyliła, bo mój syn nigdy by tak nie zrobił" – dodał inny ojciec.
Nauczycielka próbowała spokojnie wyjaśnić, że mówi o sytuacjach, które faktycznie miały miejsce i że dzieci same przyznały się do pewnych zachowań. Ale nie, rodzice i tak "wiedzieli swoje".
Jeden z nich – pewny siebie, lekko znudzony, jakby zebranie było dla niego stratą czasu – spojrzał prosto na mnie i powiedział wprost, "żebym nie była naiwna, bo każdy rodzic trochę kłamie na zebraniach i ma do tego prawo".
Czy naprawdę mamy prawo kłamać?
Siedziałam tam jak wryta i zastanawiałam się, jak to możliwe? Czy naprawdę to normalne? Czy rodzice tak bardzo boją się przyznać, że ich dzieci są… no cóż, po prostu dziećmi? Przecież każde dziecko czasem coś przeskrobie. Każde może mieć gorszy dzień, powiedzieć coś niemiłego, czy zapomnieć o zadaniu. To normalne. Ale jak mają się nauczyć odpowiedzialności, skoro ich właśni rodzice robią wszystko, żeby tylko nie przyznać, że ich pociechy mogły coś zrobić źle?
To właśnie takie momenty pokazują, dlaczego w szkołach coraz częściej brakuje szacunku do nauczycieli. Bo jeśli dziecko widzi, że rodzic kłamie, wybiela rzeczywistość i udaje, że problem nie istnieje, to samo zaczyna tak robić. A potem mamy nastolatków, którzy nie umieją przyznać się do błędu, bo nigdy nie widzieli, żeby ich rodzice to robili.
Najsmutniejsze w tym wszystkim jest to, że te kłamstwa i tak nic nie zmieniają. Nauczyciele i tak wiedzą, które dziecko sprawia problemy, które ma trudności z nauką, które wymaga wsparcia. Udawanie, że problem nie istnieje, nie sprawi, że on zniknie. Nie mówię, że powinniśmy od razu bić się w piersi i przepraszać za każde potknięcie naszych dzieci, ale może warto chociaż raz na jakiś czas spojrzeć prawdzie w oczy? Przyznać, że nasze dziecko nie jest idealne? Że czasem się myli? Że może potrzebuje pomocy, rozmowy, a nie zakłamywania rzeczywistości?
Wyszłam z tego zebrania z ciężką głową. Nie wiedziałam, czy bardziej smuci mnie to, że rodzice tak łatwo uciekają się do kłamstw, czy to, że dzieci uczą się tego, co widzą w domu.