Nie chodzi bowiem o to, by się jej pozbyć. To niemożliwe. Nie chodzi również o to, by ją zaakceptować i dać jej wolną wolę. To niszczące. Ułożenie sobie zdrowej relacji z własną złością, która będzie miała wpływ na wszystkie inne relacje w naszym życiu, jest wyzwaniem.
Zaufanie
Szczególnie jeśli po drugiej stronie jest dziecko. Istota, która nie tylko wymaga od nas dojrzałości, odpowiedzialności, opieki, ale sama jest na tyle niestabilna w swojej naturze, ze swoim niedojrzałym układem nerwowym, że często może okazać się najsilniejszym triggerem.
Nie bez powodu większość specjalistów, psychologów, terapeutów działających w obszarze rodzicielstwa, tak dużą część swojej pracy poświęca złości. Złości jako emocji rodzica i dziecka, złości jako tej, która wymaga akceptacji, ale wymaga również zarządzania. I to właśnie to drugie jest najtrudniejsze.
Za każdym razem, kiedy zalewa mnie fala złości, a naprzeciw patrzą na mnie oczy mojej ukochanej córki, staram się wziąć głęboki wdech i zadać sobie pytanie: jak mogę rozwiązać tę sytuację bez krzyku?
Nie zawsze się udaje.
Jednak zawsze się staram. I będę się starać, dopóki będę matką, czyli całe swoje życie. Będę się starać, ponieważ nie istnieje nic istotniejszego w moim życiu niż relacja z moją córką. Nie ma nic innego, czemu chciałabym się poświęcić, innej relacji, dla której mogłabym się zmienić, pracować nad sobą.
Zaufanie, które czuję w dotyku jej małych rączek, jest warte wszystkiego, jest warte odpuszczenia, jest warte odrzucenia złości, własnego ego, wszystkiego. Jest warte tego wdechu i zadania sobie pytania: jak mogę pokierować tą sytuacją, by nikomu nie wydarzyła się krzywda?
"Nie psuj naszej relacji"
O tym samym post opublikowali Urszula i Krzysztof Głowaccy, autorzy bloga Szczęśliwi razem. O konkretnej sytuacji, która wydarzyła się nieplanowana, nie tak jak miało być. I o tym, kiedy podjąć decyzję i wybrać relację, zamiast (wydawałoby się nawet uzasadnionego) wzburzenia. Kiedy zaufanie naszych dzieci jest ważniejsze niż zniszczony obraz, rama, a nawet nasze ego.
Kiedy ich krzyk: "nienawidzę cię, jesteś głupia!" nie jest o nas, jest o ich żalu o ich cierpieniu, którego nie potrafią rozbroić. Dla mnie to ostatnie jest wciąż wyzwaniem. Nieprzyjmowanie takich słów do siebie, niepozwalanie sobie na rozczulanie się nad sobą, na wyrzuty w głowie, na pokoleniowy głos: "tak cię kocham, a ty mówisz takie rzeczy".
To są dzieci.
Mówią wiele.
Wielu ze swoich własnych słów zupełnie nie rozumiejąc.