Tegoroczna przerwa świąteczna jest wyjątkowo długa. Większość rodziców już od dawna zastanawia się, kto pomoże im w opiece nad dziećmi, w dniach, w których oni będą musieli pojawić się w pracy. Żalom, narzekaniom i skargom nie ma końca. Odezwała się do nas Kamila, która ma inne podejście i problemy do pozostałych. Przeczytajmy, co miała na myśli.
Reklama.
Podobają Ci się moje artykuły? Możesz zostawić napiwek
Teraz możesz docenić pracę dziennikarzy i dziennikarek. Cała kwota trafi do nich. Wraz z napiwkiem możesz przekazać też krótką wiadomość.
20 grudnia – to wtedy uczniowie po raz ostatni pójdą do szkoły w tym roku kalendarzowym. Niektórzy ponownie zawitają w niej dopiero 2 stycznia, a prawdziwi szczęśliwcy w szkolnych ławkach zasiądą dopiero 7 stycznia. W niektórych szkołach 2 i 3 stycznia są dniami dyrektorskimi wolnymi od zajęć lekcyjnych.
Kto zajmie się moim dzieckiem?
Trwająca od 20 grudnia aż do 7 stycznia przerwa świąteczna jest ogromnym wyzwaniem dla zapracowanych rodziców. Ci, którzy mogą pozwolić sobie na kilkudniowy urlop, są w o wiele łatwiejszej sytuacji, w porównaniu do tych, którzy na taki komfort liczyć nie mogą.
Już na samą myśl o tylu dniach wolnego niektóre matki rwą włosy z głowy. Kombinują, analizują i szukają opieki dla dziecka. Wielu rodzicom tak długie wolne w szkole nie jest na rękę. Jednak są i tacy, którzy mają zupełnie inny problem i odmienne podejście.
Tak trudno coś mądrze zaplanować?
"Jestem matką ucznia szkoły podstawowej, Kostek chodzi do trzeciej klasy. Jak co roku, w czasie Bożego Narodzenia dzieci mają sporo wolnego – święta, potem Nowy Rok. Wszystko zapowiada się bajecznie, aż dochodzimy do 2 i 3 stycznia. Dyrekcja naszej szkoły zadecydowała, że te dni nie będą tzw. dniami dyrektorskimi, co w moim odczuciu jest kompletnie bez sensu.
Przecież powrót do szkoły tylko na dwa dni to jakaś totalna porażka. 4 i 5 stycznia przypadają w weekend, 6 z kolei jest święto Trzech Króli. O ile milej, fajniej i przede wszystkim rozsądniej byłoby, gdyby uczniowie wrócili do lekcji 7 stycznia. Ale nie, nasza pani dyrektor zadecydowała inaczej. Poskąpiła uczniom tych dwóch dni wolnego i zarządziła naukę w tym świątecznym i magicznym okresie.
Przecież wiadome jest, że w tych dniach w zajęciach i tak weźmie udział tylko garstka uczniów. Wielu rodziców, w tym oczywiście też ja, i tak nie zamierza wysyłać swoich dzieci do szkoły. Skoro spora część uczniów będzie nieobecna, dlaczego nie można było po prostu dać wszystkim odetchnąć jeszcze chwilę? To byłoby najlepsze rozwiązanie.
Tak jak wspomniałam, mój syn w te dwa dni do szkoły nie pójdzie. Uważam, że czas spędzony w domu, czy to na zabawie, czy na odpoczynku, przyniesie mu więcej korzyści niż bezproduktywne siedzenie w klasie. Mam nadzieję, że więcej rodziców wyrazi sprzeciw i może w przyszłości uda się doprowadzić do bardziej rozsądnego planowania kalendarza roku szkolnego".
Nadesłany list doskonale obrazuje, że każdy z rodziców ma inne zdanie, podejście i poglądy. Niektóre czytelniczki żalą się, że dni dyrektorskie w styczniu są totalnym przegięciem, a te, których dzieci powinny stawić się w szkole, narzekają, że dyrektorka nie potrafi dobrze zaplanować. Jak widać, dogodzenie każdemu to prawdziwa sztuka.
A ty, co o tym sądzisz? Napisz na adres: klaudia.kierzkowska@mamadu.pl