Szkolne zebrania wzbudzają wiele emocji zarówno wśród rodziców, jak i nauczycieli. Dla rodziców to okazja do poznania postępów swoich dzieci i omówienia bieżących spraw klasowych. Dla nauczycieli szansa na podsumowanie, a także przedyskutowanie obaw i wątpliwości. Ze spotkania z wychowawczynią córki wróciła Karolina. Zapraszam do przeczytania listu.
Reklama.
Podobają Ci się moje artykuły? Możesz zostawić napiwek
Teraz możesz docenić pracę dziennikarzy i dziennikarek. Cała kwota trafi do nich. Wraz z napiwkiem możesz przekazać też krótką wiadomość.
Szkolne zebrania są doskonałą okazją do nawiązania lepszego kontaktu z nauczycielem, do poznania specyfiki szkoły i omówienia bieżących spraw związanych z edukacją i funkcjonowaniem klasy. Przy odpowiednim podejściu i właściwym zaangażowaniu rozmowy na linii nauczyciel-rodzic potrafią być bardzo efektywne. Niekiedy jednak wychowawcy nabierają rozpędu i mówią rzeczy, których opiekunowie nie chcieliby usłyszeć. Tak też było w przypadku Karoliny.
Czy ona siebie słyszała?
"Właśnie wróciłam z zebrania klasowego. Oliwka chodzi do drugiej klasy podstawówki. O ile pierwsze tegoroczne spotkanie z wychowawczynią zaliczam do bardzo udanych i owocnych, to drugie było totalną porażką.
Zebranie rozpoczęło się od tradycyjnego omówienia wyników uczniów, postępów w nauce i trudności, z jakimi się mierzą. Konkretna rozmowa. Jednak to, co się nawet fajnie zapowiadało, szybko przerodziło się w swoisty monolog nauczycielki. Wychowawczyni jak nakręcona opowiadała o tym, jak bardzo klasa jest niezgrana i jak uczniowie nie potrafią ze sobą współpracować. Nauczycielka podkreślała, że dzieci nie trzymają się razem, nie tworzą spójnej grupy, a ich relacje są pełne konfliktów.
Przypuszczam, że wychowawczyni miała dobre intencje, ale jej ton głosu, mimika twarzy i gesty mówiły co innego. Nie mogłam oprzeć się wrażeniu, że zamiast konstruktywnych propozycji, otrzymaliśmy listę skarg i zażaleń. Nie było mowy o wspieraniu dzieci, nie pojawiły się żadne propozycje, jak tej sytuacji zaradzić.
Poczułam się zaatakowana, wręcz osaczona tymi negatywnymi komentarzami i pretensjami. W moim odczuciu takie podejście było co najmniej niestosowne. Każde dziecko ma inne potrzeby i osobowość, może warto spróbować do niego dotrzeć, a nie od razu atakować? Przecież to chyba nie jest rodziców wina, że dzieci nie tworzą idealnej grupy? Może to wychowawczyni nie potrafi ich ze sobą zjednoczyć i sprawić, by byli dla siebie wsparciem i podporą?
Siedziałam i czekałam, aż te wywody, skargi i zażalenie wreszcie się skończą. Ale ona nie dawała za wygraną. Mówiła, mówiła i końca nie było widać. Gdybym miała w sobie mniej kultury, wstałabym i trzasnęła drzwiami, albo przynajmniej zwróciła uwagę i skłoniła do zastanowienia.
Ugryzłam się w język, by nie robić niepotrzebnej afery. Przetrwałam do końca, ale postanowiłam, że to było ostatnie zebranie klasowe, w którym wzięłam udział. Nie chcę już słuchać tego gadania na dzieci, nie chcę słyszeć tej pretensji w głosie. Wierzę, że uczniowie dojdą do porozumienia i stworzą fajny zespół.
Póki co oceny będę sprawdzała w dzienniku elektronicznym, a o ewentualnych wątpliwościach postaram się korespondować z wychowawczynią online. Tak będzie lepiej dla jej i mojego dobra".